Michał Karnowski: Tę awanturę zaczęła Platforma

2010-07-19 12:50

Emocje, taktyka czy walka frakcji - zaostrzenie języka ze strony prezesa Jarosława Kaczyńskiego oraz polityków PiS komentuje Michał Karnowski, publicysta "Polski The Times"

"Super Express": - W ostatnich dniach Jarosław Kaczyński i niektórzy politycy jego partii użyli bardzo mocnych słów pod adresem PO i prezydenta elekta.

Michał Karnowski: - Sprawa tragedii smoleńskiej jest dla niego osobiście i politycznie priorytetowa. To prawda, że politycy PiS chwilami podnoszą ten temat w brutalny sposób. Język posła Brudzińskiego z pewnością nie przybliży nas do wyjaśnienia śledztwa w sprawie katastrofy. Ale to nie oni zaczęli - dali się Platformie zepchnąć do poziomu pyskówki. Dla pełnego obrazu należy przypomnieć ostatnie agresywne, wręcz wulgarne wypowiedzi na temat tragedii smoleńskiej polityków PO. Przede wszystkim myślę o Januszu Palikocie, który de facto nazwał Lecha Kaczyńskiego mordercą.

- Wulgarność Palikota ma usprawiedliwiać ataki PiS?

- A dlaczego nie? Czyżby Palikot miał wariackie papiery i mógł robić, co tylko zechce? Przecież to wiceszef klubu Platformy. Zresztą nawet wariat nie może wszystkiego. Jemu też trzeba wyznaczać pewne granice. Inaczej będzie mógł, jak teraz, bezceremonialnie traktować sprawy tak delikatne dla innych. Dlaczego przykładamy do niego inną miarę niż do polityków PiS? Kaczyński odpowiada agresywnie, bo próbuje się go szantażować emocjonalnie. Albo będzie milczał w sprawie, albo zrobimy z jego brata mordercę. Zresztą nie jest tutaj obiektywnym obserwatorem. Jako członek rodziny ofiar, ma jednak większe prawo do emocji niż politycy Platformy. A śledztwo w sprawie katastrofy jest naprawdę źle prowadzone. Postawa władz państwowych jest nieadekwatna do skali tej tragedii, największej w Polsce od 1945 roku.

- Do pierwszej linii wróciły dziś dawne PiS-owskie jastrzębie. Czy to efekt ich obiektywnej przewagi nad liberalnym skrzydłem w partii, czy raczej Kaczyński dał im większe pole manewru?

- I jedno, i drugie. Na czas kampanii dostali jasne polecenie, by schować się do trzeciego szeregu. Niestety, teraz cynicznie wykorzystują sprawę Smoleńska do powrotu do politycznej gry. Uznali, że jeśli uderzą mocniej niż sam prezes, odzyskają dawną pozycję. Brudziński i reszta mówią innym językiem niż Kaczyński. On nie przekracza granic przyzwoitości, tamci tak. Zresztą, mógłby starać się jakoś ich powstrzymać. Ale czy Tusk powstrzymuje Palikota? Albo czy marszałek Komorowski w trzecią miesięcznicę katastrofy musiał podejmować decyzję o przesunięciu krzyża? Nie powinien był skonsultować tego wcześniej z rodzinami ofiar? I jemu zabrakło wrażliwości. Zresztą czym innym jest bycie prezydentem, a czym innym prezesem partii, który wciąż musi mobilizować do działania swoich ludzi, wskazywać przeciwnika i pewne rzeczy nazywać wprost, po imieniu.

- Czy stary wizerunek PiS powrócił na stałe?

- Nie. PiS powoli staje się partią wieloskrzydłową. Politycy prawicowi spoza PiS wiedzą, że nie ma dla niego alternatywy i wkrótce tam wrócą. Nie zdominują go ani radykałowie, ani liberałowie. Kaczyński zawsze ważył siły w partii. Wycofując liberałów, chciał im może pokazać, że ma na kogo postawić, że nie jest od nich uzależniony. Nie chce się pozbywać ani tych od łagodnego wizerunku. Ani tych agresywnych, ale bardziej lojalnych.

Michał Karnowski

Publicysta dziennika "Polska - The Times" i portalu wPolityce.pl