Michał Kamiński w SE: Jak panu nie wstyd?!

2014-03-19 3:00

Michał Kamiński tłumaczy, dlaczego zdecydował się kandydować z listy PO, mimo że kiedyś był jej wielkim krytykiem

"Super Express": - Michał Kamiński, Platforma Obywatelska. Mogę już tak powiedzieć?

Michał Kamiński: - Kandydat Platformy.

- Pytanie nr 1. Jak panu nie wstyd?

- W ogóle mi nie wstyd. Każdy ma prawo do ewolucji i ja taką ewolucję przeszedłem. Poza tym ja nie zmieniłem poglądów na sprawy światopoglądowe, państwowe, narodowe.

- Krótki cytat z pana. "Paweł Zalewski, człowiek pozbawiony elementarnego honoru i przyzwoitości. Został wybrany z list PiS, żeby tę partię zdradzić i przejść do PO". Mogę teraz zamienić Paweł Zalewski na Michał Kamiński.

- Tak jak ja dziś żałuję tych słów, tak ci, którzy dziś o mnie wypowiadają bardzo złe opinie, też będą ich żałowali. Dziś uważam, że nie powinno się używać zbyt radykalnego języka.

- Pan używał takiego języka i był pan z tego znany. Teraz się pan zmieni?

- Przestałem go używać już dawno.

- Pamiętam pana wypowiedź o pedałach.

- To wypowiedź z 1999 r. Przeprosiłem za nią i dziś nigdy bym tak nie powiedział.

- Teraz już panu nie wolno tak mówić, bo jest pan w Platformie.

- Ja już wtedy przeprosiłem, zagalopowałem się. Ale tak liberalna i lewicowa formacja jak SLD miała posłankę, która na komisji Rywina też mówiła o pedałach. Nie jestem zwolennikiem małżeństw homoseksualnych, ale takiego języka już bym nie użył. Jak powiedział papież Franciszek, człowieka nie wolno oceniać ani go stygmatyzować.

- To oceńmy zjawisko, które nazywa się prostytucją polityczną. Pomoże mi je pan zdefiniować?

- Nie powinno się używać takich sformułowań. To jest brutalizacja polityki. Można mówić, że ktoś jest niewiarygodny.

- Misio, przepraszam za określenie, złagodniał? Brutalizacja? Pan był znany z brutalnych wypowiedzi.

- Powiem, co mnie zmieniło. Zmienił mnie 10 kwietnia. Zrozumiałem, że wszyscy, w tym ja, mówiliśmy zbyt gwałtownie. Że warto wyciszać emocje w polityce, bo one mogą prowadzić do tragedii. Dlatego, gdy prowadziłem kampanię Jarosława Kaczyńskiego, to mówiliśmy o końcu wojny polsko-polskiej. Strategia pójścia do centrum została przez PiS zarzucona, a ja chciałem być w centrum. To nie ja się zmieniłem, tylko PiS bardzo mocno skręcił w prawo.

- Cytat z Ewangelii św. Mateusza: "Rzuciwszy srebrniki ku przybytkowi, oddalił się, potem poszedł i powiesił się". Wie pan kto taki?

- Judasz.

- Właśnie.

- Test biblijny? Fajnie. Ja się nie czuję Judaszem. Odszedłem przecież z PiS. Pan pije do pieniędzy.

- Nie piję. Zupełnie.

- Piliśmy przed chwilą kawę. Proszę pamiętać, że ja pieniądze brukselskie już raz zostawiłem. Odszedłem z europarlamentu zupełnie dobrowolnie na dwa lata, żeby być współpracownikiem Lecha Kaczyńskiego. Udowodniłem wtedy, że mi na pieniądzach nie zależy. A przynajmniej nie bardziej niż każdemu człowiekowi.

- Ale będą panu zarzucać, że za zdradę PiS dostał pan jedynkę na liście. Tak jak za zdradę PiS pani Kluzik-Rostkowska została ministrem. Zdrajców nagradzamy?

- Bzdura. Wierność trzeba mieć wobec własnych poglądów i państwa polskiego. Partie polityczne są pewnym narzędziem. Należy być lojalnym, ale ja uważam, że to PiS był nielojalny wobec mnie. Po bardzo dobrej kampanii wyrzucił Rostkowską i zaczęła się dzika jazda po mnie, że kampania, w której Kaczyński dostał 47 proc., była zła. PiS na razie nie może marzyć o wynikach, jakie ja dla nich robiłem.

- Pogniewał się pan na Kaczyńskiego i w związku z tym poszedł do Tuska.

- Ale to była długa droga. Minęły trzy lata. Ja zlikwidowałem mieszkanie w Brukseli. Choćby to świadczy, że się już stamtąd wynosiłem.

- "Chłopak wreszcie doszedł do właściwego wniosku" - to Andrzej Halicki o panu. "Cenny nabytek, będzie walczył jak lew" - to Kluzik-Rostkowska. "Platforma bierze odpady z PiS"...

-...to Adam Hofman.

- Marek Suski: "Michał Kamiński ma nieposkromiony apetyt na alkohol. Jest dobry w piciu i w pluciu. Wzięli człowieka, który będzie pluł, a w zamian zabezpieczą mu luksus picia na następną kadencję".

- O piciu Marek Suski powinien porozmawiać z Adamem Hofmanem.

- Ma pan kłopot z alkoholem, jak niektórzy sugerują?

- Nie mam. Miał pan w swojej gazecie moje zdjęcia, że pijanego mnie trzeba wyciągać z basenu?

- Mam pana zdjęcia z basenu.

- Ale jestem na nich trzeźwy.

- Nie ma pan wrażenia, że Tusk zrobił pana w bambuko? Wrzucił pana na listę do Lublina, gdzie pan, jak wszystko wskazuje, utonie.

- Zobaczymy. To jest oczywiście trudny okręg. Ale to ogranicza też pana stwierdzenie o judaszowych srebrnikach. Przekonał mnie argument, że mogę pomóc Platformie w bardzo ważnym aspekcie polityki wschodniej, w której europarlament będzie odgrywał bardzo dużą rolę. Dziś widzimy, że historia, jaką znaliśmy przez ostatnie dwadzieścia parę lat, się kończy. Zaczyna się jakaś nowa historia.

- Ale rok temu w "Super Expressie" mówił mi pan, że wcale nie musi być w polityce, że ma świetny fach, że jest spindoktorem, może świetnie zarabiać. Jednak połaszczył się pan na 40 tys. miesięcznie.

- Na nic się nie połaszczyłem.

- Dlaczego nie dotrzymuje pan słowa. Pamiętam, co mi pan mówił.

- Mówiłem, że mogę być poza polityką. Sam pan powiedział, że niewykluczone, że przegram te wybory.

- Będzie się za panem ciągnęło, że pan zdradził.

- Leszek Miller jest liderem SLD, wcześniej też nim był, a w międzyczasie był w Samoobronie. Wielu polityków w Polsce było w różnych partiach. Prawie każdy miał takie zakręty, także dlatego, że partie się zmieniały.

- Jak wyglądała pana rozmowa z Tuskiem?

- Rozmowa z kierownictwem była taka, że zostaję postawiony na bardzo trudny odcinek.

- Chodził pan i mówił: "Tusku, Tusku, weź mnie na listę"?

- Nie chodziłem. Przysięgam.

- Tusk siedział i przyszło mu nagle do głowy, że może Michał Kamiński?

- Proszę o tym pogadać z premierem.

- Będę się starał. Ale spotkał się pan w tej sprawie z premierem?

- W tej sprawie się nie spotkałem.

- To z kim pan o tym rozmawiał?

- Nie będę rozpoczynał współpracy z PO od niedyskrecji. Ale sam pan powiedział, że Lubelszczyzna dla Platformy to jest trudne zadanie.

- Może chcą zrobić tak, żeby Misio utonął?

- Ale po co mnie topić, skoro ja i tak odchodziłem z polityki?

- Jak pan sądzi, do czego Tusk pana potrzebuje? Nie stara się pana potraktować instrumentalnie?

- Chce mnie wykorzystać do tego, co sam robi bardzo dobrze. Do ochrony polskich interesów na płaszczyźnie międzynarodowej.

- Zna pan rosyjski. Ukraiński też?

- Mogę się porozumieć. Znam jeszcze angielski, niemiecki.

- Pomaga pan już Platformie w sprawach Ukrainy?

- Byłem zapraszany przez premiera, zanim zapadły decyzje.

- A miał pan być ambasadorem?

- Nic o tym nie wiem. W sprawach Ukrainy byłem na naradach u premiera i z prawdziwą przyjemnością słuchałem ludzi takich jak Palikot. Cieszyłem się, że polityk, od którego różni mnie wszystko i który jeszcze mnie teraz osobiście obraża, w tej sprawie zachowuje się dobrze. Z przyjemnością słuchałem też Jarosława Kaczyńskiego i Aleksandra Kwaśniewskiego.

- Kłaniacie się sobie z Jarosławem Kaczyńskim?

- Jestem dobrze wychowany, kłaniam się każdemu, kogo znam.

- A on się odkłania? Bo Palikotowi nie chciał podać ręki.

- Nie miałem okazji, nie mogłem tego sprawdzić.

- Co pan doradza premierowi w sprawie Ukrainy?

- Ja nie jestem doradcą premiera. Na spotkaniu mówiłem, że musimy być przygotowani na najgorsze scenariusze, bo następuje zmiana geopolitycznej strategii Rosji. Jest powrót do doktryny Breżniewa, tylko w bardziej cynicznej formule. Dziś Rosja mówi brutalnym, twardym językiem, jak gangster.

- Pan lubi pieniądze czy jest pan patriotą?

- Ale co to ma wspólnego? Oczywiście, że jestem patriotą. Zresztą bardzo mi się podobał pana komentarz w "Super Expressie" na temat patriotyzmu.

- Dziękuję. Nie każdemu się podoba. Co to znaczy być dziś patriotą?

- Mnie się podoba, choć nie za wszystko ma pan u mnie plus. Dziś bycie patriotą odbywa się na kilku płaszczyznach. Na płaszczyźnie dnia codziennego trzeba starać się być porządnym człowiekiem, przestrzegać prawa, chodzić na wybory, interesować się życiem publicznym, nie tylko Sejmu, ale i swojej małej ojczyzny.