"Super Express": - Pańskie ugrupowanie, Rosyjski Sojusz Ludowo-Demokratyczny, nie zostało zarejestrowane przez Centralną Komisję Wyborczą i mógł pan spojrzeć z boku na niedzielne wybory do Dumy. Różniły się czymś od poprzednich?
Michaił Kasjanow: - Różnica polegała jedynie na skali fałszerstw i większej presji władzy na wyborców.
- Fałszerstwa wyborcze w Rosji to już tradycja i niewiele osób one bulwersują. Nawet Zachód jakby ciszej potępia rosyjski model demokracji.
- Oczywiście, jest to już jakaś tradycja, co nie oznacza, że możemy akceptować to, na co pozwala sobie władza. Nasza partia odmawia uznania legalności tych wyborów. Zabrakło w nich swobodnego dostępu partii politycznych do procesu wyborczego, tym kilku partiom, którym pozwolono na start w wyborach, nie zapewniono równego dostępu do środków masowego przekazu. Nie wspomnę już o manipulacjach wynikami, które miały charakter masowy. Jednym słowem to kpina z ważnej instytucji demokratycznego państwa.
- Spiker Dumy, Borys Gryzłow z Jednej Rosji, uważa jednak, że to opozycja miała dużo więcej czasu antenowego na prezentację swoich poglądów i wystraszyła nimi potencjalnych wyborców.
- Gryzłow próbuje zaklinać rzeczywistość, bo nierówność w dostępie do mediów była na korzyść Jednej Rosji, a nie na odwrót. Traktowałbym te słowa jako dziecinne usprawiedliwianie swojego nie najlepszego wyniku.
- Na ile istotne są wybory do Dumy Państwowej? Zostając przy Gryzłowie i jego słynnej wypowiedzi "parlament to nie miejsce na dyskusje".
- To tylko wizja tych, których Putin nazywa swoją drużyną, w tym samej Dumy, zdominowanej przez deputowanych Jednej Rosji. Uważają oni, że ta izba parlamentu powinna bez szemrania popierać decyzje prezydenta i premiera. Nie można tego nazwać inaczej jak wypaczeniem idei demokratycznych i brakiem zrozumienia, jaką rolę w tym systemie odgrywa parlament i podział władzy.
- Obecność chociażby jednej partii opozycyjnej, bo za takie trudno uznać ugrupowania, które oprócz Jednej Rosji dostały się do Dumy, mogłaby coś zmienić w praktyce parlamentu?
- Nie łudźmy się, że byłaby to na tyle znacząca siła, żeby zmienić bieg wydarzeń w Rosji. Jednak bez wątpienia jako jedyna prawdziwie niezależna partia polityczna dałaby sygnał obywatelom, że sytuację w kraju można zmieniać. Przyspieszyłoby to proces rozmontowywania systemu putinowskiego i stworzyło warunki dla otwartego żądania odejścia obecnej ekipy.
- Jedna Rosja zdobyła niecałe 50 proc. głosów. Spadek poparcia dla tej formacji o 15 proc. w stosunku do poprzednich wyborów oznacza jakiś przełom?
- To bardzo ważny rezultat całej tej imitacji zwanej wyborami parlamentarnymi w Rosji. Bez względu na odgórne oczekiwanie, jakim było zdobycie minimum 60 proc. poparcia przez Jedną Rosję, wygląda na to, że ugrupowanie Putina nie zdobędzie nawet połowy głosów. Oznacza to, że cała machina administracyjna, która miała zapewnić odpowiedni wynik, zacięła się. Oczywiście, formalnie niewiele to zmienia, bo Jedna Rosja zachowa w Dumie większość, ale psychologicznie stanowi to ogromny cios i świadczy, że siła Putina i jego biurokracji znacznie osłabła.
- Wynik Jednej Rosji uznałby więc pan za porażkę?
- To z jednej strony ogromna nauczka dla ignorancji władz, a z drugiej polityczny cios. Zwłaszcza dla Putina, który wkrótce stanie do wyborów prezydenckich. Jego dobre samopoczucie i przekonanie, że będą one jedynie formalnością, zostało zachwiane. Choć trudno uwierzyć, żeby Putin miał przegrać, to należy oczekiwać, że społeczeństwo będzie chciało raz jeszcze go pouczyć.
- Skoro i tak wygra, to co da bunt nad urnami?
- Bez wątpienia utrudni on osiągnięcie celu, jaki wyznaczył sobie Putin, a jest nim zwycięstwo w pierwszej turze. Należy więc oczekiwać, że przez najbliższe trzy miesiące cała machina biurokratyczna zajmie się stworzeniem takich warunków administracyjnych, aby fałszerstwa na wielką skalę stały się możliwe. Bez tego Putin nie może marzyć o kolejnej prezydenturze.
Michaił Kasjanow
Były premier Rosji w latach 2000-2004