Michal Karnowski

i

Autor: FORUM

Michał Karnowski: Komorowski to nie jest prezydentura obciachu

2012-07-13 4:00

Jakie były i jakie będą kolejne lata prezydenta?

"Super Express": - Dwa lata prezydentury Bronisława Komorowskiego za nami. Czy w plotkach o rosnącej niechęci premiera Tuska do jego osoby może być coś na rzeczy?

Michał Karnowski: - Istnieją przejawy niechęci wśród osobistych współpracowników obu panów, ale prezydenta i premiera bym w to nie mieszał. Jeżeli Platforma chce wygrać wybory w 2015 roku, musi wystawić Komorowskiego. Alternatywą jest potężny kryzys obozu rządowego.

- Załóżmy, że do walki o fotel prezydencki chciałby jednak stanąć Donald Tusk, a Bronisław Komorowski nie ustąpiłby. Na kogo by pan postawił?

- Gdyby do tego doszło, to wyjąłbym sakiewkę i postawił pieniądze na to, że przegrają obaj. PO jest partią zjednoczoną, w której spięcia są ukrywane przed opinią publiczną. Taka walka o władzę byłaby więc dla niej niszcząca. Gdybym miał postawić, wskazałbym jednak na Komorowskiego.

- Informacje o rzekomych sporach to celowe działania, które mają wzmocnić wrażenie niezależności prezydenta od partii?

- Bronisław Komorowski na pewno nie jest prezydentem, któremu PO dyktuje agendę. Jednocześnie zapowiedział, że nie będzie blokował żadnych projektów rządu. Pozwala sobie na niewielkie sygnały niezadowolenia, jednak nie ma żadnych ambicji, by tworzyć kolejny ośrodek władzy. Poza współdziałania i samodzielności są precyzyjnie podzielone za zgodą obu stron.

- W ciągu tych dwóch lat były jakieś wydarzenia, które wskazują na omijanie tego podziału?

- Na pewno kwestia edukacji. Komorowski podjął się doprowadzenia do kompromisu między minister edukacji Krystyną Szumilas a historykami i osiągnął sukces. Zgrzytając zębami, pani minister podpisała nowe rozporządzenie w sprawie nauczania historii.

- Jak poza edukacją wypada bilans tych dwóch lat?

- Mimo żartów z błędów ortograficznych i gaf nie jest to prezydentura obciachu. Niektóre jego zachowania nas bawią. W wymiarze reprezentatywności Polaków prezydent spełnia jednak dobrze pojęte minimum. Szczególnie gdy przypomnimy sobie prezydenta, który bywał pijany na ważnych uroczystościach.

- A w jakim sensie nie jest dobrze?

- Jest sporo obszarów, w których powinien pilnować polskiej racji stanu, nieco z boku, nie oglądając się na sondaże. Mamy słabą armię i marynarkę wojenną, które nie mogą zabezpieczyć obrony kraju. Osobiście mam do prezydenta żal za Smoleńsk, a wywołany przez niego konflikt o krzyż uważam za najciemniejszą plamę tej prezydentury. Bronisław Komorowski naciskiem moralnym powinien wesprzeć ludzi dążących do prawdy. W tym sensie mam również żal o prowadzoną politykę zagraniczną.

- Nie ma w niej już "kłótni o samolot". Czy ta bezproblemowa współpraca na linii prezydent - premier przynosi efekty?

- Diaboliczne, spiskowe teorie mówią, że Kancelaria Premiera to ośrodek proniemiecki, a prezydenta z sympatią i uśmiechem kieruje się w stronę Rosji. Komorowski wybrał sobie celebranckie wizyty i zdjęcia, w żaden sposób nie wchodząc w drogę premierowi. Porównanie z Lechem Kaczyńskim wypada jednak blado, gdyż Komorowski zapomina o współpracy z pozostałymi nowymi krajami Unii. W efekcie Polska ma symboliczną przychylność Niemiec i deklaratywne ocieplenie z Rosją. Co z tego, skoro zaproszenia do decyzyjnego stołu w UE nie otrzymuje, a Rosja bezkarnie nas ośmiesza, nie oddając wraku?

- Jak postrzega pan grono doradców prezydenta, ukształtowane przez te dwa lata? Mają na niego wpływ?

- Komorowski nie chce, aby wokół jego gwiazdy błyszczał wianuszek mniejszych gwiazd. Przy ograniczonym zakresie aktywności prezydent jest w stanie działać samodzielnie na wszystkich polach. Nie chcę być złośliwy, ale kluczem doboru doradców była sympatia i chęć odwdzięczenia się za dawne przysługi.

- Pańskim zdaniem to prezydentura zgodna z obietnicami? Do końca kadencji pozostanie niezmienna?

- Zgodna, chodź ma to swoje plusy i minusy. Relacje z rządem przypominają małżeństwo rok po ślubie, bez goryczy i bagażu doświadczeń. Bronisław Komorowski kolekcjonuje sympatie, licząc, że ludzie będą to pamiętać podczas wyborów. Jednak nie było jeszcze prawdziwego testu czy kryzysu. Wtedy w prezydencie może obudzić się drapieżny polityk.

Michał Karnowski

Publicysta "Uważam Rze" i wpolityce.pl