"Super Express": - Gdyby więcej członków naszej klasy politycznej liznęło europejskiej polityki, nie mielibyśmy kolejnych afer?
Paweł Kowal: - Przyznam, że w Parlamencie Europejskim można lepiej nauczyć się standardów funkcjonowania w świecie polityki - sposobu prowadzenia debat, mówienia tylko tego, co jest konieczne, i ogólnej ogłady. Gorzej już z polityką kadrową.
- Nepotyzmu na szczytach władzy chyba tam nie spotkamy.
- Tu uderzające jest bardziej to, że popiera się swoich partyjnych kolegów na różne stanowiska. Wiele się mówi o standardach i czystości takich nominacji, ale na końcu okazuje się, że przynależność polityczna ma dużo większe znaczenie. Jednak trzeba przyznać, że pójście kluczem rodzinnym jest zjawiskiem z rodzaju obciachowych.
- Tego poczucia obciachu w Polsce brakuje?
- Powiedziałbym raczej, że brakuje szczerości. Jeżeli byli lub obecni politycy partii rządzącej trafiają do różnych spółek, to niech premier nie stosuje wymówek, ale powie, że na pewne stanowiska nie robimy konkursów, bo wysyłamy dobrych ludzi, z którymi zgadzamy się w poglądach i którym ufamy, a potem rozliczycie nas za to w wyborach.
- Z nominacji rodzinnych raczej się nie wytłumaczą.
- Chętnie usłyszałbym jasną deklarację, że rodzin w spółkach Skarbu Państwa nie popieramy, bo jako kraj wyszliśmy już z politycznej zagrody. Zasada oddzielenia życia publicznego od rodzinnego powinna przyświecać każdemu politykowi w Polsce.
- Myśli pan, że premier - w końcu polityk formatu europejskiego - wstydzi się na unijnych salonach za takie rażące nieprawidłowości we własnym rządzie?
- Wydaje mi się, że Tusk czuje się na tyle silny, iż uważa ten wstyd za coś, na co może sobie pozwolić. Swoje robi tu opozycja parlamentarna, która robi wszystko, żeby premier czuł, że z nikim nie może przegrać. Mimo ciosów, które funduje mu afera taśmowa, ma poczucie bezpieczeństwa. Dosyć złudnego, bo taki stan nie będzie wieczny.
- Może powinien pójść na korepetycje do Angeli Merkel? Jest przykładem polityka, który nigdy nie czuje się bezpiecznie i stara się nie dawać powodów, żeby jakieś afery ją wykończyły.
- Chociaż często nie zgadzam się ze stanowiskiem kanclerz Merkel w tej czy innej sprawie, to muszę przyznać, że potrafi być bezwzględna nawet wobec swoich najbliższych przyjaciół politycznych, jeśli widzi, iż klimat wokół nich zagraża jej i rządowi. Pamiętamy aferę wokół niedawnego prezydenta Niemiec Christiana Wulffa.
- To modelowy przykład rozwiązywania skandali aferalnych?
- Nie szukała tu belki w cudzym oku, jak robi to Donald Tusk i PO w sprawie nepotyzmu w państwowych spółkach, ale zaczęła porządki od siebie. W tym sensie Angela Merkel, jako nauczycielka reguł gry, mogłaby naszego premiera wiele nauczyć.
- Jaki byłby temat pierwszej lekcji?
- Zapewne to, że im bliżej ciebie wybucha afera, tym bardziej stanowczo trzeba reagować. W Polsce niestety nadal jest tak, że najgłośniej mówi się o grzechach innych.
- Dostałby linijką po dłoniach za to, że nie potrafi zachować się jak rasowy polityk?
- Myślę, że trzeba próbować metod, które nie upokarzają ucznia. Łagodna, sąsiedzka rada Merkel będzie skuteczniejsza, niż smaganie linijką polskiego premiera.
- Bezstresowe wychowanie premiera by zadziałało?
- Mam taką nadzieję. Donald Tusk aspiruje do roli prymusa, więc na pewno wziąłby sobie tę lekcję do serca.
Paweł Kowal
Europoseł, szef PJN