"Super Express": - Dlaczego media tak dużo czasu poświęcają sytuacji w PiS?
Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska: - To rzeczywiście interesujące, im więcej zastrzeżeń można mieć do rządów PO-PSL i do premiera Tuska, tym większa koncentracja mediów na PiS i Jarosławie Kaczyńskim. Pytanie brzmi mniej więcej tak: czy powodem jest lękliwość dziennikarzy, bo zawsze wygodniej jest krytykować opozycję niż obóz rządzący, czy coś bardziej systemowego. "Walić" w słabszego, z którego strony nic nie grozi, to żadna sztuka. A może jest w tym jednak coś poważniejszego - niebezinteresowna sympatia mediów do jednej z partii politycznych.
- Ale wtedy nie pokazywałyby w czasie kampanii prezydenckiej "łagodnej twarzy" Jarosława Kaczyńskiego ani niezadowolenia młodych polityków PiS z obecnego kursu partii.
- To sympatia części posłów PiS do Marka Migalskiego wzmacnia rangę kompletnie nieważnego dla Polski eventu. "Łagodna" i "ostra" twarz J. Kaczyńskiego to produkty czysto medialne. Miałam zaszczyt brać udział w ważnych dyskusjach o Polsce, w których uczestniczył także śp. Lech Kaczyński. I zapewniam pana, że jego ówczesny wizerunek medialny był fałszywy. Rewizja wizerunku po tragedii smoleńskiej dokonała się wyłącznie z powodu presji tłumów, które przychodziły pod Pałac Prezydencki. Przecież telewizja udając, że tych tłumów nie ma, straciłaby wiarygodność.
- Z drugiej strony opozycja odgrywa bardzo ważną rolę w systemie politycznym. Media chyba powinny patrzeć jej na ręce, tak samo, jak przyglądają się pracy rządu.
- Oczywiście, ale ja pamiętam technikę atakowania opozycji w czasach PRL. Też komentowano rzeczy drugorzędne, świadomie nie polemizując z poglądami. Na rocznicowych uroczystościach NSZZ "Solidarność" Jarosław Kaczyński wygłosił znakomite merytorycznie przemówienie. Potem głos zabrała Henryka Krzywonos i skończyła się merytoryczna rozmowa. Kolejny przykład - CBŚ aresztuje grupę przestępczą, która cztery razy sprzedawała budującym autostradę ten sam surowiec, wykopując go nocami spod gotowej nawierzchni po każdej sprzedaży. Afera niesamowita, bo trudno uwierzyć, że nikt z firmy budującej autostradę tego nie zauważył. Czym zajmują się media? Wycieczką rowerową wiceministra Radosława Stępnia, bo przegrał z dziennikarką zakład o termin zakończenia budowy. List M. Migalskiego to wydarzenie tej samej rangi.
- Ale nawet wiele osób w PiS mówiło, że europoseł w swym liście dotknął sedna sprawy. Powiedział głośno to, o czym inni bali się powiedzieć - że w partii jest kryzys.
- Marek Migalski jest z zawodu politologiem. Podobno swoim listem zaczął merytoryczną dyskusję o kampanii i sytuacji w PiS. Czy w liście dokonał analizy przepływu elektoratu Kaczyńskiego z 2007 i 2005 roku, by pokazać, że ostatnia kampania rzeczywiście przysporzyła PiS nowych zwolenników, w nowych regionach? Czy udowodnił, analizując wyniki sondaży, że J. Kaczyński nie poniósł strat w elektoracie, na który zawsze mógł liczyć? Nic z tego. Napisał coś, co nazwałabym politycznym plotkowaniem. Polska polityka przypomina show, w którym politycy grają nie swoje role - pomiędzy konferansjerem i aktorem. Im lepiej "grają", tym ich wartość polityczna rośnie.
- Czy wyrzucenie Migalskiego z delegacji PiS w Europarlamencie nie wpisuje się jednak w skłonność Jarosława Kaczyńskiego do odsuwania ludzi krytycznych wobec siebie? W swym liście do członków partii prezes powiedział otwarcie - albo jesteście lojalni, albo idziecie swoją drogą.
- A czy pan sobie wyobraża Donalda Tuska oświadczającego, że Platforma jest otwarta także dla nielojalnych osób? Migalski napisał w ostatnim komentarzu, że chciał "współkształtować politykę" PiS. Pytam: "z marszu", bez przejścia drogi od członka PiS do władz partii, po wyraźnych, a nie tylko medialnych sukcesach? To jednak zaskakujące, że swoje dokonania traktuje jako równorzędne z dokonaniami prezesa PiS.
- Czyli nie należy traktować poważnie stwierdzenia Migalskiego, że PiS zajmuje się przede wszystkim katastrofą smoleńską i zaniedbuje inne sprawy?
- Wyjaśnienie przyczyn katastrofy jest czymś niezmiernie ważnym. Może nawet ważniejszym, niż to się wydaje politykom PiS. Przykładowo, ustalenie, że wina lub jej część leży po stronie kontrolerów rosyjskich, to potencjalny dramatycznie poważny problem i dla polskich polityków, i dla polskiego społeczeństwa. Nie wiem, czy dalibyśmy sobie z nim radę. Mam wrażenie, że rządząca ekipa, elity opiniotwórcze oraz bardzo wielu Polaków wolałoby, aby wina była po stronie polskich pilotów. Świetnie opanowaliśmy przyznawanie się do winy i odpowiedzialności "za wszystko", ale powiedzenie Rosjanom, że i oni są za coś - dzisiaj - odpowiedzialni, jest ponad nasze siły. Śledztwo w sprawie tragicznej katastrofy smoleńskiej to problem polskiego państwa, polityków, ale także naszego poczucia własnej wartości.
Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska
Socjolog, przewodnicząca Kolegium IPN