Piotr Andrzejewski

i

Autor: Piotr Kowalczyk

Mecenas Piotr Andrzejewski o masakrze z 1970 roku: Obawiam się, że skazujący wyrok nigdy nie zapadnie

2015-04-18 4:00

Mecenas Piotr Andrzejewski o masakrze robotników z 1970 roku w rozmowie z "Super Expressem".

"Super Express": - Sąd Najwyższy przekazał sprawę masakry robotników w grudniu 1970 roku do ponownego rozpatrzenia. Stanisław Kociołek - ówczesny wicepremier PRL - który miał wydać zgodę na strzelanie do protestujących, znów stanie przed sądem, choć w ubiegłym roku został prawomocnie uniewinniony. Jako pełnomocnik NSZZ "Solidarność" w tej sprawie jest pan zadowolony?

Mec. Piotr Andrzejewski: - To orzeczenie czyni zadość taktyce, którą przyjęto od początku III RP - czyli aby gonić króliczka, ale go nie złapać. To trochę unik, ponieważ 195 tomów akt tej sprawy wróci do Gdańska i proces znów będzie trwał latami, tak jak ten pierwszy, który ciągnął się 16 lat. Będzie się toczył do czasu, gdy umrze ostatni znajdujący się na ławie oskarżonych, czyli wspomniany Stanisław Kociołek. Wtedy postępowanie zostanie umorzone bez wydania orzeczenia. Taki scenariusz jest wpisany w praktykę orzeczniczą odnośnie do przestępców z PRL.

Czytaj: Wielki bojkot banków! W taki sposób zadłużeni we frankach chcą walczyć o mniejsze raty

- Jednak samo to, że sprawa wraca do sądu, a nie trafia do annałów wymiaru sprawiedliwości, nie jest chyba takie złe?

- Przyznam, że jestem pozytywnie zaskoczony tym, co Sąd Najwyższy powiedział w ustnym uzasadnieniu. Stwierdził mianowicie, że prokuratura przez kilkanaście lat trwania procesu nie zrobiła wszystkiego, co należało zrobić. Przy ponownym odczytywaniu aktu oskarżenia prokuratura uchyliła się od uznania masakry Grudnia '70 za zbrodnię komunistyczną. To zrobił dopiero sąd pierwszej instancji, a bez tego sprawa by się już dawno przedawniła. Sąd pierwszej instancji uznał w wyroku, że zakres zbrodni popełnionych w 1970 roku na Wybrzeżu to bójka ze skutkiem śmiertelnym z użyciem broni. Cóż, jeżeli 313 czołgów, ok. 1300 pojazdów opancerzonych, 8600 żołnierzy zostało użytych w samym Trójmieście, to trudno uznać to za bójkę ze skutkiem śmiertelnym. Taka kwalifikacja to tragifarsa. W imieniu NSZZ "Solidarność" twierdzę, że Stanisław Kociołek był członkiem związku zmierzającego do eskalowania wydarzeń na Wybrzeżu w celu usunięcia ekipy Gomułki i zastąpienia jej inną.

- Wydaje się, że historia oceniła już Stanisława Kociołka. Dla historyków jego wina nie ulega wątpliwości i wziąwszy pod uwagę ich ustalenia, można nazwać go zbrodniarzem komunistycznym. Ktoś mógłby zapytać, po co nam jeszcze wyrok sądu?

- Ocena Stanisława Kociołka i jego roli w wydarzeniach Grudnia '70 wcale nie jest tak jednoznaczna i tak powszechnie uznana. Dokąd nie zapadnie prawomocny wyrok, obowiązuje domniemanie niewinności. Takie sformułowanie jak "zbrodniarz komunistyczny" mogłoby się spotkać z pozwem o usunięcie skutków naruszenia dóbr osobistych przed zapadnięciem prawomocnego wyroku skazującego. Przed Sądem Najwyższym pan wicepremier Kociołek zaprotestował przeciwko stwierdzeniu, że w ogóle mamy do czynienia ze zbrodnią komunistyczną i to jakiś wymysł. Trzeba w końcu postawić kropkę nad i, a III RP tego zwyczajnie unika. Tak jak już mówiłem, obawiam się, że ostateczny wyrok skazujący w sprawie Grudnia '70 w ogóle nie zapadnie.