"Super Express": - Jak pan ocenia wizytę prezydenta USA? Miło, ale bez konkretów, czy jednak były?
Mateusz Morawiecki: - Jestem zbudowany tą wizytą. Tak, było miło, gdy prezydent Trump wspomniał o naszych bohaterach z Powstania Warszawskiego. Jeszcze żaden z zagranicznych przywódców nie oddał im takiego hołdu! Te słowa, że "echo ich wiary w Polskę i wolność dotarło do naszych czasów"... Ważna była jednak też bieżąca polityka, potwierdzenie polskiego bezpieczeństwa przez punkt 5. traktatu waszyngtońskiego oraz sprawy gospodarcze, inwestycyjne. Energetyka, sprawy Trójmorza.
- To była krótka i dość nagła wizyta...
- Nie do końca. Prowadziliśmy nie tylko te poranne rozmowy z prezydentem Trumpem i jego zespołem gospodarczym. Wcześniej spotykaliśmy się też osobno w Baden Baden i Waszyngtonie. To, co działo się w Warszawie, było czymś, czego się spodziewałem.
- Czyli?
- Pytał pan o konkrety i to było bardzo konkretne, skoncentrowane na inwestycjach, na biznesie. Przede wszystkim na imporcie gazu, budowie połączeń gazowych, na cyberbezpieczeństwie. Ale też na tematach handlowych związanych z nierównowagą, jaką mają Stany i Polska w kontaktach z Chinami. Jest taka intencja po stronie amerykańskiej, żebyśmy stawali się dla nich coraz ważniejszym partnerem.
- To jest intencja, a jak to może wyglądać w praktyce?
- Oprócz decyzji politycznych i biznesowych realny wzrost w kontaktach gospodarczych zwiększy ściągnięcie wojsk amerykańskich do Polski. Firmy z USA chętniej lokują się w tych krajach, w których jest amerykańska armia.
- Czy w rozmowach z Trumpem był jakiś ślad obietnicy, że obecność wojsk amerykańskich w Polsce będzie większa? Że nie będzie to tylko 5 tysięcy, że stałe bazy... Że przestaniemy być członkiem NATO drugiej kategorii, któremu Niemcy i Francuzi ze względu na swoje interesy z Rosją zakazują mieć stałe bazy?
- Deklaracje przełomowe nie padły, ale myślę, że to się właśnie zmienia. Tyle że w sposób płynny, rozciągnięty w czasie. Przecież jeszcze dwa lata temu w ogóle nie było wojsk amerykańskich w Polsce! Potem rozmawialiśmy o 500 żołnierzach. Po chwili o 2 tysiącach. Dziś jest 5 tysięcy. I jestem przekonany, że podczas tej wizyty dokonaliśmy kolejnego kroku w kierunku wzmocnienia tej obecności. Przy tym temacie rozmawialiśmy też o zamówieniach zbrojeniowych, nie tylko systemie Patriot, ale innych rodzajach broni. Także w kontekście transferu technologii do Polski.
- Wciąż podkreślano sprawę gazu.
- To bardzo ważna część...
- Dla Niemiec też. Niedawne, ostre wystąpienie Angeli Merkel przeciwko USA miało swój powód właśnie w interesach niemieckich firm energetycznych. Amerykanie zapowiedzieli sankcje dla firm, które będą współpracowały z tymi kontrolowanymi przez Putina. I Niemcy się wściekli. Polska da radę w tej sprawie balansować między interesami Stanów Zjednoczonych, Niemiec i swoimi?
- Powiedziałbym, że nasza pozycja jest bardziej jednoznaczna. I nie musimy balansować między interesami niemieckimi i amerykańskimi. Nasze interesy są tu zbieżne ze Stanami Zjednoczonymi. Opowiedzenie się po stronie niemieckiej byłoby niestety opowiedzeniem się po stronie interesów rosyjskich. Kiedy firmy niemieckie, mając wyłącznie swoje interesy na względzie, chcą wzmocnić poziom przesyłu gazu z Rosji, nie mamy wyboru!
- Niemcy tu raczej nie odpuszczą, a to oni rządzą Unią Europejską.
- I warto podkreślić, że to, co robią Niemcy, dogadując się w sprawie drugiej nitki Nord Stream, tworzy niekomfortową sytuację dla wszystkich państw Europy Środkowej i Wschodniej, a także dla Ukrainy, która może być dzięki temu skutecznie szantażowana.
- Wie pan, że na Zachodzie, ale i w Polsce będzie histeria, że Trump z Kaczyńskim i Morawieckim skłócają nas z Niemcami i wyprowadzą z UE.
- Wręcz przeciwnie! To Nord Stream 2 jako projekt nie ma nic wspólnego z Unią. Zabiegaliśmy, w tym także ja osobiście, by w kwestii Nord Stream 2 to Komisja Europejska i instytucje UE podejmowały ostateczne decyzje. Nie można być już bardziej prounijnym w tej sprawie. Nord Stream 2 szkodzi tak wielu krajom w Europie. Wzrost przesyłu gazu z Rosji wiąże się z dyktatem cenowym, szantażami w zakresie dostaw i trzeba tego unikać. Dziś na wybrzeżach Europy w różnych terminalach jest zdolność do przyjęcia 170-180 miliardów metrów sześciennych gazu.
- Co to oznacza?
- To jest akurat tyle, ile Unia Europejska importuje z Rosji. Akurat tyle, na ile zgodziły się władze USA, jeżeli chodzi o eksport na inne rynki. Być może to przypadek, ale zarazem olbrzymia szansa na uniezależnienie się od źródeł gazu rosyjskiego! I Polska doskonale to rozumie. Dążymy do tego, żeby kiedy wygaśnie w 2022 roku kontrakt z Gazpromem, nie mieć pistoletu gazowego przyłożonego do głowy.
- Na ile realna jest głębsza współpraca krajów Trójmorza, a na ile to takie doraźne zjazdy, by się do siebie pouśmiechać? Węgrzy na rosyjski gaz i energię patrzą zupełnie inaczej niż my.
- Nie widzę aż takiej rozbieżności. Rozmawiałem ze wszystkimi przedstawicielami państw Trójmorza i wszyscy podkreślali, także Węgrzy i Rumuni, że warto mieć dodatkowe źródła gazu. Węgrzy nieco inaczej rozkładają akcenty, ale jak będą mieli alternatywę, to też nie powinno być kłopotu.
- Wspomniał pan o Chinach... To jest dziś główny rywal Stanów Zjednoczonych. Nie obawia się pan, że za jakiś czas Donald Trump pogada z Putinem, polubią się albo przeważy chęć przeciągnięcia na swoją stronę Rosji przeciwko Chinom? I Polska zostanie na lodzie?
- Nie mam wątpliwości, że każdy dba o swoje interesy. Analizując, jakie są interesy USA w naszej części Europy, nie widzę powodów do obaw, bo pokrywają się z naszymi. Zarówno w stosunku do Rosji, Chin, jak i międzynarodowego terroryzmu. Amerykanie czują, że Rosja w naturalny sposób będzie krajem ekspansjonistycznym, będą ją rozsadzać ambicje i warto być na to przygotowanym poprzez aktywną obecność w regionie.