Powody tej przepychanki między sądami są różne. Jedni sędziowie mówią, że ich sąd jest za mały na prowadzenie tak wielkiej sprawy. Inni, że znają Karapytę z prywatnych bądź służbowych imprez. Czas leci, a nie ma nawet wyznaczonego sądu, który pochyli się nad sprawą seksafer i korupcji. Z sądu w Przemyślu sprawa trafiła do Rzeszowa, później do Jarosławia i. znów do Przemyśla. Afera podkarpacka wybuchła w lutym 2013 roku. Agenci CBA weszli do Urzędu Marszałkowskiego, do mieszkania marszałka i do jego domu. Zabezpieczali dokumenty. Marszałka zatrzymano 22 kwietnia, po czym wyszedł z aresztu za poręczeniem majątkowym. Prokuratura postawiła mu zarzuty m.in. korupcji, płatnej protekcji i gwałtu. Według śledczych polityk miał m.in. obiecywać awans swoim znacznie młodszym podwładnym w zamian za seks. Grozi mu nawet 12 lat pozbawienia wolności. Zapytaliśmy Ministerstwo Sprawiedliwości, czy to normalne, że sprawa w sądzie tak długo nie może się rozpocząć, ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Zobacz: Kolejny pomnik Lecha Kaczyńskiego - tym razem w Szczecinie