Sprawa dotyczy wystąpienia polityka PO 14 kwietnia, kiedy Sejm zajmował się wyborem sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Tomasz Lenz zgłosił się wtedy z wnioskiem formalnym, ale zamiast tego wdał się w dyskusję z salą. Marszałek Sejmu Marek Kuchciński wyłączył mu więc mikrofon. Poseł nie zaprzestał jednak swojej tyrady i grzmiał dalej. Marszałek wykluczył go z obrad i zarządził przerwę. Teraz, po decyzji Prezydium Sejmu, Tomasz Lenz straci połowę swojej miesięcznej pensji, która wynosi prawie 10 tys. zł brutto. - Uważam, że wprowadzanie takich kar, co nigdy w polskim Sejmie nie miało miejsca, jest zastraszaniem, jest represją. Jest chęcią spowodowania tego, żeby ci parlamentarzyści, którzy mają słabszy charakter, słabszą osobowość, bali się zabierać głos. Nie chcieli wchodzić na mównicę, bojąc się, że za chwilę zostaną bez środków do życia - mówił wczoraj Tomasz Lenz na konferencji. PO nie wyklucza, że złoży w tej sprawie wniosek do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
To nie pierwszy raz, kiedy posłowie PO dostają po kieszeni. Przypomnijmy, że pod koniec zeszłego roku Michał Szczerba (39 l.) został ukarany przez marszałka Sejmu karą finansową w wysokości 2,5 tys. zł za to, że miał przekroczyć o pół minuty czas na zadanie pytania z mównicy.
Zobacz także: Wałęsa STRASZY PiS: Będziecie wyskakiwać z okien