"Super Express": - Jak nastroje w PiS po pierwszych wynikach sondażowych referendum?
Mariusz Kamiński: - Gdyby ten wynik się utrzymał, nie ma powodów do satysfakcji. Chciałbym jednak jako szef warszawskiego PiS podziękować tym, którzy na referendum poszli, zaangażowali się w akcję referendalną i pokazali obywatelską twarz Warszawy.
- Czemu zabrakło frekwencji?
- W ostatnich tygodniach mieliśmy podeptanie standardów demokratycznych. Chodzi mi o ingerencje w lokalne referendum najwyższych władz państwowych. To sprzeczne ze standardami Rady Europy, które jasno mówią, że władze innych instancji muszą zachować neutralność ws. referendów lokalnych. Ma to akurat duże znaczenie w stolicy, gdzie duża grupa mieszkańców pracuje w sektorze publicznym.
- PiS nie ma sobie i sposobowi, w jaki prowadziło kampanię referendalną, nic do zarzucenia?
- Z całą pewnością nie. PiS zmobilizował swój elektorat...
- I zdemobilizował tych, którzy mogliby pójść na referendum, ale nie chcieli wspierać PiS?
- To PiS był jedyną partią, która zrobiła, co do niej należało. Pozostałe ugrupowania zachowywały się w sposób dwuznaczny - jak SLD - lub nie miały żadnych wpływów społecznych. Tak naprawdę poszli wyborcy PiS, którzy się zmobilizowali.
- Przy tym wyniku PO i premier będą mogli terazodetchnąć z ulgą?
- To pyrrusowe zwycięstwo Donalda Tuska i Platforma zapłaci za nie wysoką cenę w następnych wyborach samorządowych i parlamentarnych. To referendum to kolejny krok w odsunięciu PO od władzy.
- Nawet przy wygranym referendum?
- Ponad 90 proc. tych, którzy do niego poszli, opowiedziało się przeciwko PO. Gdyby nie zastraszanie, Platforma przegrałaby to referendum.
Zobacz też: Książka dla prawdziwych twardzieli