Mariusz Janicki: Rząd woli grać w wyższej lidze, niż być liderem wśród słabszych

2011-12-07 13:00

Rząd woli grać w wyższej lidze, nawet jeżeli nie ma szans na mistrzostwo, zamiast przewodzić w lidze niższej. To podstawowa różnica w wizji Polski w UE między PO i PiS. PiS widział nas raczej jako lidera regionalnego, który tą drogą buduje swoje znaczenie w Europie. Strategia PO jest chyba lepsza. Nie oznacza to jednak, że buńczuczne wypowiedzi na forum UE przekładają się na rzeczywistość.

"Super Express": - Premier Tusk i minister Sikorski nie przesadzają z możliwościami Polski, grając w Europie rolę tygrysa gospodarczego? Polskę stać na decydowanie o kształcie Unii Europejskiej, radzenie, jak wyjść z kryzysu?

Mariusz Janicki: - Cóż, czasami licytuje się wysoko, by ostatecznie zostać przy niższym kontrakcie. Rząd woli po prostu grać w wyższej lidze, nawet jeżeli nie ma szans na mistrzostwo, zamiast przewodzić w lidze niższej. To podstawowa różnica w wizji Polski w UE między PO i PiS. PiS widział nas raczej jako lidera regionalnego, który tą drogą buduje swoje znaczenie w Europie. Strategia PO jest chyba lepsza. Nie oznacza to jednak, że buńczuczne wypowiedzi na forum UE przekładają się na rzeczywistość. Nie jesteśmy rozgrywającymi, nie jesteśmy nawet w strefie euro. Ale żeby być słyszalnym, czasami trzeba coś radykalnego zgłosić.

- Pamiętam, że za takie ambicje bardzo krytykowano PiS. Politycy Platformy drwili z megalomanii i mocarstwowości. Prof. Bartoszewski mówił, że "Polska jest brzydką panną bez posagu". Ta panna znienacka wypiękniała czy też pojawił się posag?

- Te słowa były nieszczęśliwe i były często później złośliwie cytowane. Chodzi o to, jak sobie ustawimy aspiracje. Aspiracje, by kręcić się wokół unijnego centrum, gdzie zapadają istotne decyzje, to dobry pomysł. Kiedy PiS mówi, że nie mamy euro, więc to nie nasz kryzys, to delikatnie mówiąc nie jest zbyt rozsądny. To także nasze sprawy, to dotyka i będzie miało wpływ na naszą gospodarkę. Politycy opozycji mówią, że nie powinniśmy się gdzieś pchać, ale chcą też, żeby Polska miała znaczenie. Z regionalnym mocarstwem PiS problem polegał na tym, że nie było za bardzo chętnych, którym Polska miałaby przewodzić. Niby dlaczego miałaby komuś przewodzić?

- Z tego samego powodu niby dlaczego Niemcy i Francja miałyby nas dopuścić do decydowania o UE? Powiedzą: chcecie mieć wpływ? To płaćcie! Choćby zgodą na oszczędności naszym kosztem w budżecie UE. Stać nas na to?

- Przede wszystkim nie stać nas na ruinę w strefie euro. Niemcy to nasz główny partner gospodarczy. Przez ostatnie lata władza chwaliła się, że przeszła suchą stopą przez kryzys, ale miejmy świadomość, że przeszliśmy, trochę podczepiając się pod Niemcy i instrumenty używane tam do walki z kryzysem. Owszem, to może kosztować i warto się zastanowić, na co nas stać. Ale to jest rachunek ciągniony. W sumie to się i tak opłaci. Nie stać nas na stanie na peryferiach z obrażoną miną.

- Nie obawia się pan, że za jakiś czas premier Tusk będzie musiał powiedzieć, że jednak aż tak nam się do tej roli nie pali, bo wolimy dotacje z UE albo zrzutka na ratowanie UE jest dla nas za wysoka?

- Nie sądzę, żeby ktokolwiek w UE chciał kogoś rujnować, choćby politycznie. Polska raczej nie dostanie propozycji nie do udźwignięcia. W niczyim interesie w dzisiejszej Europie nie jest psucie wizerunku Polski jako kraju sukcesu. W tym kręceniu się przy centrum jest naprawdę więcej szans niż zagrożeń.

- Z tego by wynikało, że kryzys w Europie można postrzegać jako szansę polityczną dla Polski?

- Dla kraju, który chce aspirować do ważnej roli decyzyjnej, taki kryzys jest okazją do wykorzystania. Unia stoi teraz przed zasadniczymi zmianami. Nie ma sytuacji, że może coś wejdzie w życie, a może nie. To musi nastąpić. I będąc w głównym nurcie, możemy mieć na to wpływ. Choć musimy liczyć i pilnować swoich interesów. Wejdźmy w ten trend polityczny i z niego korzystajmy.

Mariusz Janicki

Szef działu politycznego tygodnika "Polityka"