- Wierzy pan bardziej w triumf Millera czy Kalisza?
- Zależy, czy uznają, że przywódca powinien być tymczasowy. Jeżeli tak, to wybiorą zapewne Leszka Millera. Nie jest to jednak polityk przyszłościowy. Wybór Kalisza byłby zapewne bardziej perspektywiczny. Aczkolwiek, choć Kalisz jest bardzo sympatycznym i lubianym politykiem, nie bardzo daje odpowiedź, w którą stronę lewica pójdzie.
- Sojusz zapowiada próbę przeprowadzenia prawyborów. Działacze mogą chcieć poprzeć raczej bliższego im Millera, niż gwiazdującego w telewizji i na warszawskich salonach Kalisza. Pamiętam, że takim kandydatem działaczy był właśnie Napieralski.
- Wojciech Olejniczak zapowiada, że mają to być prawybory wśród wyborców, a nie tylko działaczy partii. W polskich warunkach słabo to sobie jednak wyobrażam. Wybory w partii wygrywają zaś zazwyczaj ludzie aparatu. Rzadko jest to jakiś wizjoner, wytyczający nowe kierunki.
- Zastanawiam się, czy wybór Kalisza paradoksalnie jednak SLD by nie pogrążył? Czym on aż tak się różni od lewego skrzydła PO? Po co głosować na kogoś walczącego o przeżycie, skoro można na bardzo podobnych polityków - jak prof. Rosati czy Arłukowicz?
- Rzeczywiście, Platforma buduje dziś taką formację umiarkowaną, która próbuje proponować każdemu wyborcy jakąś ofertę. W tym quasi-lewicową. I pojawienie się takiej partii "umiarkowanego postępu w granicach prawa" wyczerpuje tę formułę. Potrzebę ostrości i radykalności ideowej wyczerpuje z jednej strony PiS, a z drugiej Ruch Palikota. I SLD trafił między wódkę a zakąskę. Nie wie, w którą stronę się skierować. SLD chciałby nadal zostać partią klasy robotniczej. A to się jednak zmieniło.
- Ruch Palikota z SLD ma łącznie 20 proc. Dogadają się?
- Przychylam się do coraz częstszych opinii, że całą formację lewicową czeka całkowita przebudowa. Nawet Aleksander Kwaśniewski sugeruje, że dotychczasowa formuła Sojuszu się wyczerpała. Kto wie, czy nowy lider SLD nie będzie likwidatorem partii, przynajmniej w tej postaci.
- Może będą umieli przeczekać popularność Palikota bądź jakoś na nią odpowiedzieć?
- Tak jak PiS nie ma wielkiego wyboru i może tylko czekać na potknięcie PO, tak SLD musi czekać na potknięcia Palikota. Nadzieją Sojuszu jest też to, że wybory pokazały brak przepływu wyborców między PiS i PO. To, co będzie traciła Platforma, może się pojawić na lewicy. Wbrew przysłowiu, przyszłość Sojuszu nie jest już w ich rękach. Dziś mogą tylko minimalizować straty.
Mariusz Janicki
Publicysta, szef działu politycznego "Polityki"