"Super Express": - Nie żałuje pan zgłoszenia przez PiS propozycji w sprawie dziennikarzy i wykluczenia posła PO z obrad? Dało to pretekst do awantury, jakiej dawno w Sejmie nie było.
Marek Suski: - Od początku kadencji opozycja wynajdywała najdrobniejsze preteksty do tego, by takie awantury wszczynać. Teraz chodziło o zablokowanie budżetu i ustawy dezubekizacyjnej. Jako pretekstu użyto czegoś, co akurat było pod ręką. Był tu taki zamysł - pokazać, że parlament nie jest w stanie uchwalić budżetu, więc uzasadnione są nowe wybory. Chyba nie sądzi pan, że opozycji chodziło o wolne media?
- Nie sądzę, ale też nie uważam, żeby marszałek Kuchciński sensownie rozegrał tę sytuację.
- To pańska ocena. Tyle że, kiedy marszałkowie ogłosili, że nie będzie żadnych zmian w pracy dziennikarzy, to opozycja powinna też ustąpić. Przecież podobno właśnie o to im chodziło? Teraz zamiast ustąpić, wynajdują kolejne preteksty, by okupować salę posiedzeń. Nie ta decyzja, to inna. Jak ktoś chce psa uderzyć, to kij zawsze znajdzie.
- PiS zaproponował pakiet "wzmocnienia opozycji". Jeszcze wam mało? Chcecie, by zablokowali wam salę posiedzeń rządu? Skąd ten przypływ miłości bliźniego?
- Nie ma co z tego żartować. Widzimy, że opozycja zagoniła się w ślepą uliczkę i nie bardzo wie, jak z tej sytuacji wybrnąć. Stąd ta, jak to ujął prezes Kaczyński, "wyciągnięta dłoń" do opozycji. Polacy chcą spokoju, nie chcą takich awantur. Idą święta i proponujemy, by polubownie zakończyć ten konflikt.
- Nie jest tak, że te propozycje mają skłócić opozycję?
- Niby dlaczego?
- To ładnie wygląda, ale jeżeli mówi się o jednym liderze opozycji, który brałby udział w posiedzeniach rządu, to panowie Schetyna i Petru muszą się sobie rzucić do gardeł.
- Ale to już nie nasz problem, naprawdę! Przecież ja od nich słyszę, że opozycja jest zjednoczona, więc rozumiem, że jest też jakiś lider tego zjednoczenia. W pierwszej reakcji jest odruch odrzucenia, ale rozumiem, że mają się spotkać i naradzić. Mam nadzieję, że naradzić nie tylko w sprawie dalszego blokowania sali obrad, ale czegoś konstruktywnego.
- Wasze propozycje wzmacniają największe ugrupowanie opozycyjne, dzieląc opozycję na tę poważniejszą i tę mniej...
- Co ja mogę na to odpowiedzieć? W wyniku wyborów PO jest największym klubem opozycyjnym i tej hierarchii nie można pomijać. Mamy wynosić ponad wynik wyborczy mniejsze kluby tylko dlatego, że poseł Petru ma takie ego? Muszą się dogadać, przecież nie zrobimy tego za nich. Kiedyś, kiedy odchodził z PO Donald Tusk, któryś z posłów Platformy pytał żartem, czy bym do nich nie przeszedł. Odparłem, że tak, ale tylko na przewodniczącego...
- Zna pan niektórych posłów opozycji kilkanaście lat...
- Niektórych nawet ponad 20 lat...
- Na pewno rozmawiacie na boku, nieoficjalnie. Będzie porozumienie?
- Nie widzę przebłysków woli szybkiego porozumienia, ale atmosfera nie jest już aż tak napięta. W piątek zachowywali się dziwnie inaczej...
- Jak inaczej?
- Był nastrój jakiegoś nienaturalnego pobudzenia, jakby każdy z nich wypił po sześć kaw... Później tego już nie widziałem, więc jest szansa... Nie wierzę też, żeby posłowie opozycji nie usłyszeli od ludzi, że to się nie podoba. To już nie jest spór, ale walka na noże. Jak wyglądałaby Polska, gdybyśmy to my tak się zachowywali przez osiem kolejnych budżetów?
Zobacz: Przemysław Harczuk: Pozwólcie Polakom cieszyć się świętami