Marek Sawicki (PSL): Prezes Pawlak nie jest wodzem!

2010-10-16 12:45

Marek Sawicki, minister rolnictwa i rozwoju wsi, jeden z liderów PSL w rozmowie tygodnia "Super Expressu". Opowiada o walce o władzę w Polskim Stronnictwie Ludowym, relacjach z wicepremierem Pawlakiem i innymi liderami PSL. Na pytanie, czy będzie walczył o fotel prezesa partii, dyplomatycznie odpowiada, że "nigdy nie mówi nigdy".

"Super Express": - Podobno zaczął pan intensywnie biegać?

Marek Sawicki: - Biegam od kilku lat. Przynajmniej dwa, trzy razy w tygodniu przez pół godziny. Wcześnie rano, często przed wschodem słońca.

- Po władzę w PSL pan biegnie?

- Po zdrowie! Władzy w PSL nie da się wybiegać w porannej zaprawie.

- Bo Pawlak biega szybciej?

- Nie biegałem z nim. Jestem w PSL wystarczająco długo, by wiedzieć, że przemeblowania w partii odbywają się w zupełnie inny sposób.

- Ale Janusz Piechociński ostro teraz biegnie...

- Faktycznie, mocno wyrwał do przodu.

- Dobiegnie do mety jako pierwszy?

- Rzadko wygrywa się maratony, zaczynając od sprintu.

- Kibicuje mu pan?

- Życzę mu powodzenia, bo zawsze z podziwem patrzę na tych, którym naprawdę się chce.

- A panu nie chce się zluzować Pawlaka? Kilka lat temu rzucił mu pan rękawicę i wystartował w wyborach na prezesa Stronnictwa.

- Chciałem się wtedy sprawdzić. Ale z pewnością nie była to nadzieja na prezesurę. W PSL-u przesilenia i zmiany odbywają się ostatnio w cyklu siedmioletnim. Ale bywało, że i częściej.

- Po wyborczej klęsce prezesa nastroje nie są chyba teraz najlepsze?

- Za wynik wyborczy odpowiada całe Stronnictwo. Cóż, widać wyraźnie, że wybory prezydenckie nie są naszą specjalnością. Że nasze struktury dobrze angażują się w wybory samorządowe, parlamentarne, zaś na lidera grać nie potrafią. Być może dlatego, że wodzostwo, jakie kiedyś przypisywano w PSL-u prezesom, dawno już przestało być faktem.

- Pawlak nie jest wodzem?

- Pawlak nie jest wodzem. Jest prezesem.

- A jaka jest różnica między wodzem a prezesem?

- Wódz rządzi, prezes koordynuje.

- Kto w takim razie jest wodzem? Jarosław Kaczyński?

- Tak.

- A Tusk?

- Także.

- I efekt jest taki, że partie wodzowskie brylują w sondażach, a PSL balansuje na granicy progu wyborczego...

- Coś w tym jest.

- Pozycja Pawlaka jest zagrożona?

- Nie byłem na Radzie Naczelnej, na której podsumowywano wybory prezydenckie, ale z tego, co wiem, do najburzliwszych nie należała. Każdy z nas zdaje sobie sprawę z własnej współodpowiedzialności za ten wynik. Wszystko jest sprawą otwartą. Wybory samorządowe pokażą faktyczną pozycję PSL. Dopiero wtedy przyjdzie czas na ocenę. Nie tylko prezesa, ale całego kierownictwa partii.

- I wtedy Marek Sawicki włączy się do gry?

- W polityce nigdy nie mówi się nigdy. Jestem w PSL od dziesięcioleci i tylko w tym Stronnictwie, i kondycja tej partii nie jest mi obojętna.

- Czyli słaby wynik w wyborach samorządowych będzie oznaczał w PSL-u rewolucję?

- Na pewno konieczność przebudowy struktur. To będzie dowód na to, że współczesność zaczyna nas wyprzedzać. Jak pan doskonale wie, zapotrzebowanie na show w polityce jest ogromne. Jeśli ktoś potrafi się w ten nurt włączyć - to robi wynik. Jeśli nie...

-... Pawlak nie jest typem showmana. Przeciwnie...

- To pewien problem. Partiom, które stosunkowo niedawno zaczęły funkcjonować na scenie politycznej, łatwo jest sięgać po współczesne instrumentarium. My wciąż mamy opory. Nie ma u nas polityków, takich jak Donald Tusk czy Janusz Palikot. Nie ma kogoś, kto miałby odwagę wyjść na konferencję prasową ze świńskim ryjem, walnąć pięścią w stół i przyciągnąć uwagę. Być może ekstrawagancja, której politykom PSL brakuje, jest dziś w polityce niezbędna. A może to jest syndrom starzenia się naszego kierownictwa? Moim zdaniem nadchodzi czas, by wpuścić trochę świeżej krwi.

- Skąd ją wziąć?

- Mamy sporo młodych ludzi, którzy i w partii, i w administracji państwowej zajmują ważne funkcje. Teraz trzeba ich tylko oszlifować, jak szlachetne kamienie, w kierunku większej ekspresji medialnej.

- A może nie służy wam obecne koalicyjne małżeństwo? Może ten silniejszy partner zaczyna was konsumować. Jako przystawkę...

- Ja na współpracę wewnątrz koalicji nie narzekam. Nie widzę też ograniczeń ze strony koalicjanta, choć czasem ostro spieramy się z ministrem finansów. Ale jeśli więc kogoś ta koalicja uwiera, to powinien o tym mówić.

- Eugeniusz Kłopotek nie szczędzi PO gorzkich słów...

- Eugeniusz Kłopotek nie jest wewnątrz tej koalicji. Ma też swoje ambicje. Może szkoda, że nie jest w rządzie co najmniej wiceministrem, a może i ministrem. Może wtedy inaczej na to wszystko by spojrzał. Nie wykluczam, że część działaczy PSL swą mniejszą aktywność tłumaczy ograniczeniami koalicyjnymi. Ciągle zachęcam ich więc, by na te ograniczenia wskazywali i próbowali o nich dyskutować. A przede wszystkim niech sami wykażą się pomysłami i aktywnością.

- O niektórych pomysłach Jacka Rostowskiego ministrowie z PSL dowiadują się... z mediów.

- Ja problemów z komunikacją nie mam. Jeśli chcę porozmawiać z ministrem finansów, to się z nim spotykam. Nie staram się też wynosić kwestii spornych na zewnątrz. Nie ma nic gorszego.

- Bywa ostro na posiedzeniach rządu?

- Bywa. To są poważne rozmowy. Premier jest bardzo wnikliwy. Często zaskakuje nawet najbliższych współpracowników.

- Na rolnictwie się przecież nie zna!

- W Polsce każdy, kto je chleb, warzywa i owoce, czuje się rolnikiem i uważa, że zna się na rolnictwie, podobnie jak na medycynie.

- Kto ruga ministrów z PSL? Pawlak, a może też Tusk?

- Powiem szczerze, że przez trzy lata, odpukać w niemalowane, opeeru nie dostałem.

- Jak to nie! Od minister Fedak pan dostał...

- To raczej było coś w rodzaju pieszczotliwej zaczepki.

- Andrzej Lepper zagraża wam jeszcze na wsi?

- Nie da się środowiska wiejskiego politycznie zmonopolizować. To, co mnie razi, to krótka pamięć wsi, która bardzo często zmienia upodobania polityczne i lubi gości. Jeśli pojawią się tuż przed wyborami i atrakcyjnie zareklamują swoją osobę, to polska wieś bardzo łatwo się na to nabiera.

- A Lepper?

- Rzadko zdarza się, by ugrupowanie, które wypadnie z Sejmu, na Wiejską wracało. A już na pewno nie w takiej formule i z taką samą nazwą.

- Kiedy polska wieś dogoni Europę?

- Jeśli chodzi o jakość naszych produktów, to już ją dogoniliśmy. Jeśli zaś chodzi o poziom życia, to jest on bardzo zróżnicowany. Jest grupa osób, które żyją na poziomie porównywalnym do swoich kolegów z UE. Mają nowoczesny sprzęt, zrzeszają się w kilkuosobowe zespoły i nawzajem świadczą sobie usługi. Oczywiście, pozostaje tzw. wieś socjalna, około miliona osób, która od dwóch pokoleń niekoniecznie żyje z rolnictwa. Swoje gospodarstwa utrzymują tylko i wyłącznie ze względu na tradycję i przywiązanie do ojcowizny.

- Jest szansa, by polski rolnik dostawał dopłaty na poziomie kolegi z krajów starej piętnastki?

- Płatności nie mogą powodować zakłóceń na jednolitym rynku. A jeśli dzisiaj rolnicy z Estonii dostają 90 euro do ha, a rolnicy z Grecji 570, to widać, że te zakłócenia są.

- Tylko jak przekonać Greka, że dzisiejsza sytuacja jest niezdrowa?

- Rozmawiamy nie z Grecją, ale z wszystkimi państwami członkowskimi. A Grek musi zrozumieć, że wyrównanie w końcu nastąpi. Przecież dzisiejsza tzw. Wspólna Polityka Rolna jest wspólna tylko z nazwy.

- Dlaczego bronicie KRUS?

- Nie bronimy KRUS-u, tylko domagamy się rzetelnej dyskusji na temat systemu ubezpieczeń. A fakty są takie: 12 lat temu, kiedy dokonano reformy ubezpieczeń, do ZUS państwo dopłacało kilkanaście miliardów złotych rocznie. Dziś dopłaca blisko 70 mld! W KRUS tymczasem dopłaty kształtowały się na poziomie 8 mld, dziś zaś wynoszą 15 mld. A system jest prostszy i mniej kosztowny w obsłudze.

- Ale czy sprawiedliwy? Dlaczego rolnik, który uprawia kilkaset ha, ma płacić mniejszą składkę od fryzjerki?

- Rok temu Pawlak rzucił hasło reformy całego systemu ubezpieczeń i przejścia na ryczałtową formę - składki oraz odpowiedzialności państwa za ubezpieczonych. Pomysł jest prosty: przyszła emerytura zapewnia minimum socjalne, a wszystko ponadto - rolnik i fryzjerka zabezpieczą sobie sami. To bardzo liberalne podejście, jednak w dzisiejszej sytuacji jedyne rozsądne. Za chwilę do systemu ubezpieczeń będziemy dokładać ponad 100 mld złotych rocznie i nie będzie to dopłata do KRUS. Niestety, pomysł ten w środowiskach liberalnych nie został przyjęty z entuzjazmem.

- Czy minister rolnictwa siada jeszcze czasem na traktor?

- Oczywiście, choć w lutym praktycznie całą część produkcyjną przekazałem synowi. I tak z rolnika na 32 ha zostałem rolnikiem na 4,5 ha.

- Zostawił pan sobie trochę ziemi, by płacić KRUS...

- Pudło! Całe życie jestem płatnikiem ZUS.

Marek Sawicki

Minister rolnictwa i rozwoju wsi, jeden z liderów Polskiego Stronnictwa Ludowego

Przeczytaj koniecznie: Dni Waldemara Pawlaka policzone? Straci funkcję szefa PSL