Marek Sawicki

i

Autor: Tomasz Radzik Marek Sawicki

Marek Sawicki: "Frajer" dosadny, ale nie obraźliwy

2014-10-28 15:26

Marek Sawicki: - Użyłem go po to, żeby pobudzić rolników do działania! Wydaliśmy ogromne pieniądze UE na przechowalnie i oczekuję od rolników współdziałania a nie konkurencji. I to mnie zirytowało.

„Super Express”: - Ładnie to tak wyzywać rolników od „frajerów”?

Marek Sawicki: - Od 7 lat próbuję budować organizacje i grupy producenckie. Namawiam rolników do współdziałania. I kiedy pojawiła się oferta wspólnego działania w całej Polsce, to okazało się, że z części tej oferty rolnicy korzystali, ale spora grupa wyłamywała się...

I to byli ci „frajerzy”?

Chwilkę. Wyłamywali się, pomimo oferty 27 groszy za kg jabłek wycofanych z rynku, albo 70 groszy za kg przekazywanych na cele charytatywne. I wozili swoje jabłka do przetwórstwa sprzedając je po 8-12 groszy! Jednocześnie mając pretensje do swojego ministra, że nic nie robi! To jest też kwestia zaufania i odpowiedzialności. Komuś trzeba zaufać – albo Agencji Rynku Rolnego, albo politykom opozycji, którzy próbują wyłącznie jątrzyć, a nie dawać rozwiązania.

Sprzedaż jabłek po niższej cenie, ale bez biurokracji pozwala nazwać tych ludzi „frajerami”?

Uprawnia, żebym jasno tym rolnikom powiedział: nie sprzedajcie produktów po cenach, które nie zwracają wam nawet kosztów transportu. „Frajer” oznacza jedno – to człowiek, który łatwo daje się oszukać.

To jednak obraźliwe określenie...

Nie miałem na mysli niczego innego, niż zwrócenie uwagi, żeby nie dali się oszukiwać.

Trzeba to było robić w obraźliwy sposób?

Nie! I za to przeprosiłem. Byli politycy, którzy używali bardzo obraźliwych określeń i nie przepraszali. Za „spieprzaj dziadu”, za „naćpaną hołotę”. Długo wymieniać. Dziwi mnie to oburzenie, gdyż jestem rolnikiem. I między rolnikami często rozmawiamy ostrym językiem. Nie obraźliwym, ale dosadnym.

„Frajer” jest jednak bardziej obraźliwy niż niejeden wulgaryzm.

Ja użyłem go po to, żeby pobudzić rolników do działania! Wydaliśmy ogromne pieniądze UE na przechowalnie i oczekuję od rolników współdziałania a nie konkurencji. I to mnie zirytowało.

Po co było jednym zdaniem zepchnąć w cień to, co robił pan jako minister?

Jeżeli jedno słowo miałoby zaprzepaścić ten dorobek, to w takich warunkach trudno by było poważnie uprawiać politykę. Twierdzę, że mój dorobek się obroni. W konsekwencji ta wypowiedź może nawet pomóc w dotarciu do świadomości rolników.

Rozmawiał pan po tej wypowiedzi z premier Ewą Kopacz...

Tak. Nawet dwukrotnie.

I jak zareagowała?

Pani premier zna moją troskę o rolnictwo. I wie, że w tej trosce i zabieganiu często jestem niesprawiedliwie oceniany przez opozycję. I mam jej wsparcie, za co dziękuję...

Słowa o „frajerach” też wsparła?

Jestem rolnikiem, mówię rzeczy otwarcie. Zwróćmy uwagę, że wielu nagranych polityków używało znacznie gorszego słownictwa. I nie musieli się tłumaczyć! Ja robiłem to w pewnym sensie świadomie, choć przyznaję, że niegrzecznie, ale w dobrym celu. I jeżeli pomoże mi to wzmocnić polskie rolnictwo, to może będę sobie w przyszłości za te słowa dziękował.

Co na to prezes PSL Janusz Piechociński?

Nie miał jeszcze okazji mnie za te słowa pogłaskać.

Rozmawiał Bartłomiej Nakonieczny