Dr Marek Migalski: - To nie było eleganckie i mógłbym odpłacić się prof. Rybińskiemu tekstem, że z poważnego ekonomisty stał się Niesiołowskim polskiej ekonomii. Kimś, kto nie jest w stanie powiedzieć niczego, by kogoś nie obrazić. Ale to nie ma sensu, bo nie po to ani ja, ani on wchodziliśmy do polityki, by prawić sobie impertynencje.
- Może nie należy na to tak patrzeć? Funkcjonowanie w popkulturze określenia "skończyć jak Migalski" byłoby dowodem popularności. Kompozytor Piotr Rubik mówił, że jest dumny z określenia "twoja stara klaszcze u Rubika".
- (Śmiech) Oczywiście jako polityka mogłoby mnie to cieszyć, bo rozpoznawalność jest istotna. Gdyby prof. Rybiński miał na myśli to, że skończyłem w polityce, gdyż w świecie nauki blokowano mi rozwój intelektualny, to nie ma sprawy. Mam dla niego taką radę: warto nie obrażać ludzi, z którymi lada moment przyjdzie być może współpracować. Z kim będzie współpracował przy redukcji biurokracji czy obniżaniu podatków jak nie z nami, PJN?
- Pan nie obrażał?
- Mówię to zwłaszcza na przykładzie popełnianych przez siebie błędów.
- Zaangażowanie w politykę nie odetnie powrotu do świata nauki?
- Prof. Rybiński sugeruje, że nie mam powrotu. Ale mam wrażenie, że przeczytanie mojego dorobku naukowego zajęłoby mu więcej czasu niż mnie dzieł stworzonych przez niego. Ale zostawmy złośliwości. Mam poczucie, że jestem dziś w odpowiedniej, konserwatywno-liberalnej partii. Prof. Rybiński, który współtworzył gospodarczy program PJN, znalazł się dziś zaś na dziwnych, mieszanych listach z panią Kalatą, senatorem Misiakiem i lewicowymi prezydentami Krakowa czy Rzeszowa.
- Naukowcy rzadko sprawdzają się jednak w naszej polityce. Prof. Śpiewak szybko rozczarował się Platformą. Pana jeszcze szybciej wyrzucono z PiS.
- Rzeczywiście, wyrzucono mnie z PiS za odwagę mówienia prezesowi prawdy prosto w oczy. Choć mam wrażenie, że mnie się udało jakoś utrzymać. Jestem wiceprezesem partii, która ma szanse na wejście do parlamentu. Jest taka prawidłowość, że ornitolog nie musi umieć latać. To, co czyni nas dobrym naukowcem, czyni nas średnim politykiem. Tu trzeba innych przymiotów. Załatwiłem sobie np. wrzody żołądka, nie umiałem sobie radzić ze stresem. Zacząłem dopiero po dwóch latach. Zarówno ja, jak i prof. Rybiński nie wiemy, jakimi będziemy politykami. Ale na pewno po wyjściu z polityki będę lepszym politologiem, a on być może lepszym ekonomistą.
- Pytanie, czy będzie miał pan szansę? Prof. Śpiewakowi łatwiej było wrócić. Funkcjonował dłużej jako naukowiec. PO nie stygmatyzuje też w środowiskach uniwersyteckich tak jak PiS.
- Rzeczywiście profesorom wraca się łatwiej, a środowiska naukowe o wiele bardziej sprzyjają PO i SLD. Po rocznym związku z PiS i budowaniu PJN, formacji także niezbyt tam popularnej, powrót do nauki może być problemem. Mimo to uważam, że postąpiłem słusznie. Trzeba mieć odwagę podejmować takie decyzje.
- Zna pan przykład naukowców, którzy sprawdzili się w polskiej polityce?
- Nikomu nie wyszło. Jest prof. Lena Kolarska-Bobińska, ale funkcjonuje w Europarlamencie nie jako polityk, ale fachowiec. Może jestem takim królikiem doświadczalnym?
- Nikomu? A takie postaci, jak prof. Legutko z PiS bądź minister Rostowski, który jest dziś bardziej politykiem PO niż ekonomistą?
- Właśnie skończyłem czytać jego książkę "Traktat o Wolności". I bardzo poważając prof. Legutkę jako naukowca i człowieka, pomimo tego że jego podpis wyrzucił mnie z PiS, nie uważam go w tej partii za polityka ważnego. On jest istotny dla Jarosława Kaczyńskiego, bo prezes PiS ceni sobie rozmowy z tak mądrą osobą. Ale jako polityk, tak jak ja, zależy od jednej decyzji prezesa. Natomiast Jacek Rostowski jest słabym ministrem i fatalnym politykiem, który ogranicza się do coraz bardziej brutalnych ataków na opozycję. W piątek mieliśmy tego dowód, gdy w Sejmie zamiast tłumaczyć się z fatalnego stanu państwa, zachował się jak politykier.
Dr Marek Migalski
Europoseł PJN, politolog