Marek Migalski: Krytykę prezesa przyjmuję na klatę

2010-08-04 16:15

Kłótnię w PiS, którą wywołały komentarze europosła Marka Migalskiego, komentuje sam zainteresowany: Moje uwagi były sformułowane w kategoriach politycznych, a prezesa Kaczyńskiego w moralnych. Mimo to jego krytykę przyjmuję na klatę. Wolałbym nie zaostrzać kolizyjnego kursu z moim szefem. To się może dla mnie źle skończyć...

"Super Express": - Reklama "Zimnego Lecha" zniknęła spod Wawelu. Pański wpis na blogu i groźba bojkotu okazały sie skuteczne...

Marek Migalski: - To dowód na to, że akcja prowadzona spokojnie i bez histerii przynosi oczekiwane skutki. Natychmiastowa reakcja świadczy też o tym, że nie mieliśmy do czynienia ze świadomą prowokacją, ale zwykłą wpadką. Toteż po powrocie z urlopu na pewno wypiję butelkę lecha.

- Reakcja na pańską krytykę najnowszej taktyki PiS nie była już tak spokojna. Wczoraj na łamach "Super Expressu" nowy szef klubu parlamentarnego Mariusz Błaszczak mówił, że nie działa pan zespołowo i wraca do swej dawnej roli komentatora politycznego.

- Moje słowa jak najbardziej wpisują się w działalność polityczną. Ich celem było wywołanie dyskusji w partii i nakłonienie towarzyszy partyjnych do przemyślenia obecnej strategii PiS. Jak widać, systematycznie spada nam poparcie. Natomiast linia, jaką przyjęliśmy podczas kampanii wyborczej, przyniosła namacalne skutki w postaci bardzo dobrego wyniku Jarosława Kaczyńskiego. Moja krytyka kierowała się dobrem partii, która ma według mnie najlepszą wizję rozwoju Polski. Tylko z ludźmi odważnymi, inteligentnymi i krytycznymi da się zwyciężać i zmieniać Polskę.

- Oberwało się panu od samego prezesa. Jak pan to przyjął?

- Jego słowa sprawiły mi przykrość. Moje uwagi były sformułowane w kategoriach politycznych, a prezesa Kaczyńskiego w moralnych. Mimo to jego krytykę przyjmuję na klatę. Wolałbym nie zaostrzać kolizyjnego kursu z moim szefem. To się może dla mnie źle skończyć, ale - proszę mi wybaczyć tę bufonadę - PiS chyba też by stracił, gdybym wypadł za burtę.

- Zarzucił pan swojej partii, że zamiast rozliczać Platformę, wciąż zajmuje się własnymi sprawami. O słabości głównej partii opozycyjnej świadczyć ma to, że z wyjaśnienia sprawy smoleńskiej uczyniła rację bytu.

- Sprawa smoleńska jest niezmiernie istotna. PO próbuje dziś zrobić z niej sprawę polityczną i wciągnąć nas w spór. Niestety, całkiem skutecznie. Zespół Antoniego Macierewicza powinien pracować w ciszy i spokoju, gromadzić dane i po kilku miesiącach stworzyć taki raport, który będzie przemawiał faktami i wskaże winnych zaniedbań i zaniechań, które doprowadziły do tej tragedii, bez względu na to, kogo miałyby dotyczyć. Jeżeli zamiast tego odbywają się konferencje prasowe, na których padają oskarżenia polityków, kolejne przypuszczenia i sugestie finalnego efektu prac zespołu nikt nie potraktuje poważnie. PiS musi być na pierwszej linii sporu z PO także w innych sprawach, jak podniesienie VAT przez Platformę zaraz po objęciu pełni władzy, jak próby przedwczesnego zabicia prac komisji ds. afery hazardowej itd. Spokojnie, rzeczowo i konsekwentnie pokazywać hipokryzję, zakłamanie i nijakość PO. Podchodzić twardo do problemów, a zarazem miękko do ludzi.

- Czy są na to szanse? W nowych władzach PiS znaleźli się tylko dawni, bliscy współpracownicy prezesa Kaczyńskiego. Młodych "postępowców" ani śladu.

- PiS nie ma wyjścia - musi stać się partią otwartą i szeroką, w której będzie miejsce na wewnętrzną krytykę. Jako partia jednej frakcji (nieważne jakiej) nie mamy szans na zwycięstwo. Do tego trzeba całej załogi. Dalsze odbijanie się od ściany do ściany wręcz sprowadza na nas zarzut koniunkturalności. Musimy jednocześnie mówić o wielu sprawach głosem wielu różnych ludzi. Wielonurtowa jest Platforma i dlatego wygrywa sondaże, taki był też PiS w 2005 roku i w czasie ostatniej kampanii.

Marek Migalski

Europoseł Prawa i Sprawiedliwości, politolog