W 1993 r. z grupą dziennikarzy zwiedzałem Koreę Południową. Naszą wizytę sfinansował jeden z czeboli elektronicznych Korei. W przedwojennej Polsce też istniały czebole, a jeden z nich nazywał się Centralny Okręg Przemysłowy. Strukturę COP z II RP w pewnym sensie skopiowano w latach 60. w Korei Płd. Przedwojenna Polska, a później Korea, odgórnie tworzyły struktury przemysłowe, by wzmocnić gospodarkę kraju.
Od naszego ambasadora w Seulu dowiedziałem się, że korupcja kwitnie w Korei już w szkołach podstawowych. Rodzice dają w łapę nauczycielom, by ich dzieci siedziały w pierwszych ławkach. Otóż w przepełnionych koreańskich klasach nauczyciel częściej pyta tych z pierwszych ławek. Jest to minus dodatni, jakby powiedział, przepraszam za wyrażenie, pewien mędrzec Europy. Gnębieni przez nauczyciela odpytywaniem uczniowie osiągają lepsze wyniki i łatwiej zdają na wyższe uczelnie. Po latach rozbiorów, a właściwie kolonizacji przez Chiny i Japonię, koreańskie uczelnie były na takim poziomie jak polskie po PRL. Dlatego najzdolniejszych pierwszoławkowiczów z Korei wysyłano na najlepsze uczelnie w USA, Australii czy Wielkiej Brytanii. Jeśli młody wykształcony z małej Korei Płd. dostawał propozycję pracy np. w USA, to natychmiast był korumpowany przez ojczyste władze. Proponowano mu płacę o 50, a nawet o 100 proc. wyższą w jednym z koreańskich czeboli. W obliczu takiej nacjonalistycznej korupcji młody wykształcony Koreańczyk wracał na ojczyzny łono. Zdobytą na wschodzie, czyli w USA, wiedzę wykorzystywano w Samsungu, LG czy jakimś koreańskim koncernie samochodowym. Po 50 latach koreańskiego drenażu mózgów kraj ten, trzy razy mniejszy od Polski, osiągnął niebywały sukces. Dziś 48-milionowa Korea Płd. jest potęgą technologiczną, gigantem gospodarki zbudowanej na wiedzy. Samsung Galaxy i setki innych cudeniek techniki to dziś flagowe produkty tego małego kraju.
W Polsce na odwrót, inwestuje się - co prawda niewiele - w kiepskie uczelnie zamiast w utalentowanych Polaków. Przysługujące naszemu krajowi limity na uczelniach w USA wykorzystują młodzi Rosjanie, Bułgarzy, Węgrzy, Rumuni, a nie Polacy.
Niestety, nie ma w Polsce czeboli, tak jak nie ma COP. Nie ma polskiego przemysłu, który byłby zainteresowany kształceniem na uczelniach na Zachodzie. W czasach gomułkowskich żartowano, że na Zachodnie waluty oparte są na złocie. Natomiast polski złoty oparty jest na cynie, konkretnie cynie społecznym.
I tak jest do dziś, kiedy Owsiak z orkiestrą świątecznej przemocy próbuje wyżebrać przyszłość dla dzieci i starców. I jeszcze tę ogólnonarodową żebraninę nazywa się pomocą. Prawdę mówiąc, jest to pomoc, tyle że dla amerykańskich, koreańskich i innych producentów sprzętu medycznego i wsparcie rozwoju ich technologii. Polscy pracownicy mogą co najwyżej serwisować te urządzenia i to jest nasz jedyny wkład w nowoczesne technologie.
Ale cóż tam, niech Koreańczycy i Amerykanie inwestują w wiedzę. My inwestujemy w puszki Owsiaka, ale za to najwyższej jakości. Tysiące młodych wolontariuszy od dziecka uczy się, że przyszłość można wyżebrać, biegając po ulicy z puszką. I tak zapuszkowani przeżyjemy kolejny rok wyżebranej przyszłości.