Koniec żartów. Radek Sikorski, nasz zagraniczny minister, wystąpił o przedłużenie pozwolenia na broń. To poważny sygnał dla dziennikarzy, zwłaszcza dla grasujących w okolicach rezydencji Sikorskiego w Chobielinie. Facet, który przedłuża pozwolenie na broń, może w obronie koniecznej nacisnąć spust. Nasz szef dyplomacji nie tak dawno zapowiadał, że dorżnie watahę, a niektórym groził zabiciem, jeśli czegoś tam nie podpiszą. Prezydent Komorowski może nie zdążyć do Radka z lewatywą, która zdaniem głowy państwa oczyszcza ciało i umysł. Minister zagraniczny wypali zanim pomyśli, co jest jego trwałym obyczajem. I będzie trup. Domagam się, by nazwisko psychiatry, który badał Sikorskiego, zamieszczono w Monitorze Rządowym. Skończy się to tym, że grupa Niesiołowskich polityki po wydaniu pozytywnej opinii organizmowi Sikorskiego ustawi się w kolejce.
Psychiatra, jak poinformował Sikorski, pytał go, czy czuje, że jest podsłuchiwany. Zagraniczny minister od dawna nie czuje swojej śmieszności i kompromitacji. Dlaczego zatem miałby się czuć podsłuchiwanym, gdy na przykład z Rostowskim gawędził o cenach seksu analnego? Wszyscy chcą przeżyć, nie tylko minister Sikorski, który po katastrofie smoleńskiej przestał liczyć na BOR i nosi broń. A cóż ma począć reszta obywateli? Survival, który od lat oferuje sztukmistrz przetrwania Donald Tusk, mogą przeżyć tylko Polacy za granicą. Ci, którzy odwiedzili Polskę, stali w korkach na autostradach. Widząc to, dzielny premier zlikwidował opłaty w weekend na jednej autostradzie pionowej, czyli A1. Poziome autostrady, A4 i A2, nie zostały objęte łaską Tuska. Wytłumaczenie jest proste. W weekendy kolumna samochodów z premierem przemieszcza się z Warszawy do Sopotu. I przywódca partii i rządu chciał uniknąć konfrontacji z kierowcami na A1.
Na wyposażeniu gabinetu premiera i Kancelarii Prezydenta nie ma tylu tysięcy lewatyw, by uspokoić zakorkowanych kierowców, którzy w Polsce za autostradę płacą wysoką cenę, by dłużej podróżować. To jest jakiś fenomen cywilizacyjny, który w prosty sposób wytłumaczyła wicepremiera E. Bieńkowska, stwierdzając: gdzie są bramki, tam są korki. To tak, jakby powiedzieć, że gdzie są włosy, tam jest głowa, choć łysi są innego zdania. Urodziłem się w obozie przetrwania, jakim było PRL, a teraz kontynuuję żywot w survivalu Tuska. W moich czasach studenckich skandowano: przeżyliśmy potop szwedzki, przeżyjemy i sowiecki. Wydawać by się mogło, że się udało, a tymczasem dziś skanduje się: przeżyliśmy Ruska, przeżyjemy Tuska. Przeżyliśmy Jaruzelskiego, przeżyjemy Sikorskiego, tyle tylko, że ilu sztukmistrzów przetrwania mogą przeżyć Polacy? A może survival na lewatywie Komorowskiego pozwoli nam dalej żyć w teoretycznym państwie?
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail
Czytaj: Opinie w Super Expressie. Marek Król: Zrobieni w embargo