Nikt tak jak boski Bronisław Komorowski nie potrafił knajackim językiem wypowiedzieć całej prawdy o państwie prawa. Zadowolony z wyroku sędzi Agnieszki Matlak, wydanego w trybie wyborczym, nakazującego PiS przeprosić za insynuowanie chęci prywatyzacji szpitali przez PO, Komorowski promieniał radością. Na spotkaniach z leśnikami zachęcał, by informowali go, jeśli usłyszą pomówienia PiS o chęci prywatyzacji lasów. - Sędzia jest jeszcze rozgrzana, załatwimy sprawę szybko - przekonywał leśników. Komorowski wiedział, co mówi, bo rozgrzana sędzia została skierowana na odcinek walki z elementami antysalonowymi. Wojciech Jaruzelski, Adam Michnik czy Jerzy Urban mogli być spokojni o wyrok, kiedy w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej orzekała sędzia Matlak. W procesie Michnik kontra Remuszko w uzasadnieniu wyroku wyznała: "Negatywne treści na temat Adama Michnika, redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej", (.) są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego". Co pani sędzia miała w głowie, pisząc takie brednie, pozostawiam domysłom czytelników.
W Polsce fundamentem niezawisłości sędziowskiej jest niezawisłość od rozumu. Instynkt stadny, korporacyjna solidarność zastępują przyzwoitość. Jeżeli Sąd Najwyższy mógł uniewinnić Beatę Sawicką z PO przyłapaną na szemranych transakcjach, a skazać Mariusza Kamińskiego, szefa CBA, który obnażył korupcyjne skłonności posłanki, to znaczy, że sitwa sędziowska czuje się bezkarna. Władza sądownicza jest jedyną w trójpodziale władzy, która jest poza jakąkolwiek kontrolą. Sowicie wynagradzani jak na polskie warunki, ze świetnym uposażeniem emerytalnym i dożywotnim immunitetem polscy sędziowie muszą podlegać deprawacji i degeneracji.
Sam prof. Andrzej Rzepliński o tym mówił, kiedy kandydował na stanowisko rzecznika praw obywatelskich. Niestety, Rzepliński kandydat na RPO i Rzepliński prezes TK to dwie różne osoby, które w życiu nigdy się nie spotkały. Teraz, zgodnie z polską tradycją, prezes TK jest kapłanem prawa. A w Polsce nie mamy sędziów, tylko kapłanów, którzy mogą wypowiadać dowolne brednie, jak choćby prof. Andrzej Zoll. Kiedy konstytucyjni kapłani napisali niekonstytucyjną ustawę, by jak najwięcej kolesiów wepchnąć do TK, żaden z kapłanów prawa tego nie zauważył. Ani Zoll, ani Safjan, ani Zimmermann, o Rzeplińskim nie wspomnę, bo on tę fuszerkę konstytucyjną przygotowywał. I choć była to inicjatywa ustawodawcza Komorowskiego, nikt nie postulował, by postawić go przed Trybunałem Stanu za złamanie konstytucji.
ZOBACZ: Andrzej Dera komentuje: Bronimy konstytucji
Teraz rozgrzani kapłani, jak sędzia Matlak, wydają wyroki z marszu. Obudzony w środku nocy prof. Jan Zimmermann, usłyszawszy nazwisko Andrzej Duda, wyrecytuje, że prezydent trzy razy złamał konstytucję. Jeśli się bardziej rozgrzeje, to pod koniec roku Duda przekroczy setkę złamań konstytucji. Złamasy prawnicze potwierdzają, że głupota nie ma żadnych ograniczeń w przeciwieństwie do rozumu. Rozgrzany kapłan Zoll już widzi w Polsce Białoruś i koniec państwa prawa. Rozgrzany do czerwoności kapłan bezwolnego rynku Leszek Balcerowicz krzyczy z okładki organu Lisa: "Trzeba bronić wolności". Rozgrzani kapłani to ostateczny upadek megalomanii autorytetów oralnych III RP.