Marek Król: Polish [Steve] Jobs

2011-10-12 21:55

Musisz w coś wierzyć: Boga, przeznaczenie, życie - powtarzał Steve Jobs. Syn syryjskiego emigranta i Amerykanki, adoptowany przez niezamożną rodzinę Jobs. W cokolwiek wierzył ten wizjoner, kolejny raz na oczach całego świata spełnił amerykańskie marzenie.

Miliony, składając kwiaty pod siedzibami firmy Apple na świecie, składały hołd amerykańskiemu marzeniu. 35 mln Chińczyków założyło mikroblogi poświęcone temu geniuszowi. Wbrew lewicowym bredniom o upadku potęgi USA, wbrew wszystkim europejskim Kasandrom okazało się raz jeszcze, że intelektualne przywództwo USA jest niezagrożone.

Apple - efekt pracy syna syryjskiego emigranta i potomka polskiego chłopa

Tylko w USA syn syryjskiego emigranta, Jobs, i potomek polskiego chłopa, Woźniak, mogli stworzyć globalną firmę, która zmieniła cywilizację. Wierzyć się nie chce, że Jobs, który z braku pieniędzy nie skończył studiów, wspólnie z genialnym konstruktorem Woźniakiem zakręcili całym światem. Bez dotacji UE, bez strategii lizbońskiej i setek konferencji z udziałem wybitnych europejskich pierdzistołków.

Kiedy trzymam w ręku iPhona zaprojektowanego w Kalifornii i montowanego w Chinach, zastanawiam się, co się stało z europejskim marzeniem.

Jeszcze w XIX w. ówczesny Woźniak mógł stworzyć w Szwajcarii fabrykę zegarków. Był nim Antoni Patek, powstaniec listopadowy, który spotkał tam francuskiego zegarmistrza A. Phillippa. Stworzyli firmę, która zdominowała rynek zegarków ręcznych. Niemal w tym samym czasie za oceanem genialny T. Edison wymyślał żarówkę. Sto lat później na przykładzie żarówki inż. Woźniak uczył swego syna Steve'a zasad przepływu prądu. Kilkanaście lat później Woźniak junior stworzył komputer dla mas - Apple. A Steve Jobs powie, że nie ma lepszego inżyniera od Woz'a. Jobs z Woźniakiem, genialni twórcy mogli zaistnieć tylko dzięki demokracji wolnych obywateli. W 2005 r. Steve Jobs wypowiedział znamienne słowa do studentów Stanforda: - Nie wpadajcie w pułapkę dogmatów, żyjąc poglądami innych ludzi. Nie pozwólcie, by hałas cudzych opinii zagłuszył wasz własny wewnętrzny głos. I najważniejsze, miejcie odwagę kierować się sercem i intuicją. Tak mówił twórca rewolucji technologicznej.

Wspominając Jobsa Donald Tusk powołał się na tę wypowiedź. Ręce mi opadły. Przypomniał mi się nasz skromny polski Jobs, mgr Paweł Zyzak, autor niepoprawnej politycznie biografii Wałęsy. Ileż to instytucje państwa zrobiły, by ukamienować młodego historyka?

Sam premier, choć nie czytał książki Zyzaka, skarcił autora. A wierna mu minister szkolnictwa wyższego i profesor zarazem, B. Kudrycka, zapowiedziała kontrole prac magisterskich na UJ. Podobno w Polsce uczelnie cieszą się autonomią, ale bez przesadyzmu. Zyzak nie mógł w pokomunistycznej Polsce znaleźć pracy nawet jako nauczyciel. Pracował w supermarkecie. W końcu dostał stypendium i wyjechał do USA.

No cóż, naruszył świętość beatyfikowanego w Kościele postępaków L. Wałęsy. W haniebnym niszczeniu Zyzaka mieści się odpowiedź, dlaczego w Polsce, jak w całej Europie, nie może zaistnieć fenomen Jobsa czy Woźniaka. A więc najkrótszy polish joke to polish Jobs. Postępaki mają ubaw po pachy.