Marek Król: Perpetuum immobile

2010-08-02 20:00

Wczoraj napisałem do Ciebie 3 listy. Dwa podarłem, a jednego nie wysłałem, ponieważ były zbyt przepojone pesymizmem finansowo-życiowym. Może się wszystko poprawi... Muszę wytworzyć stan zupełnej beztroski, bo inaczej nic nie zrobię. Tak pisał do żony w 1926 roku Witkacy. Nic lepiej nie oddaje ducha przemian i relacji rząd - obywatele, jak właśnie ten fragment listu Witkacego.

Listów zapowiadających opracowanie zarysu listy reform rządu Tuska było wiele. I wszystkie z czasem zostały przemielone, jak te ze słynnego platformerskiego referendum. Tylko zidiociali publicyści, jacyś tępi ekonomiści i pozostała swołocz analityków polityki żąda reform. Te antyrządowe zrzędy nieustannie domagają się reformy finansów, służby zdrowia czy systemu ubezpieczeń społecznych. Tym anachronicznym postulatorom reform wydaje się, że działanie rządu, tak jak i każdego człowieka, powinno do czegoś zmierzać, mieć jakiś cel. A reforma jest tylko środkiem do osiągania celów.

Rządzącym, nie tylko w Polsce, nic tak nie szkodzi, jak reformy. Po co w ogóle coś zmieniać, reformować, skoro ponad połowa Polaków jest zadowolona z zadowolonego rządu. Po co nam napięcia społeczne wywołane przez reformy? Jak ma być lepiej, to lepiej niech będzie tak jak jest, orzekła większość Polaków w ostatnich wyborach. A rząd jest produktem rynkowej demokracji i z nicnierobienia zrobił postępowy program wychodzenia z kryzysu, którego, jak wiadomo, w Polsce nie było. Dręczenie rządu apelami o reformy przypomina straszenie sytego głodem. Gdyby, nie daj Boże, pojawił się głód, to nasz rząd poprze głodujących. Poprze tak, jak poparł powodzian, a wcześniej w zimie poparł tysiące Polaków pozbawionych przez wiele tygodni prądu.

Koncepcje rządzenia poprzez administrowanie niesprawnym państwem opisał idol Wisławy Szymborskiej i licznego grona wybitnych niewiast płci obojga. Ten najtęższy umysł polityczny Donalda Tuska (tuż po Tadeuszu Mazowieckim) wyznał w książce "Ja, Palikot", że siła rządu bierze się z nierobienia reform. Społeczeństwo - zdaniem Donalda Palikota - nie chce żadnych celów, tylko spokoju. Chce się oddać konsumpcji i wypoczynkowi.

Skoro społeczeństwo niczego od nas nie wymaga, to my nic nie wymagamy od niego. Zasadę twórczego niewymagania zastosował Tusk od początku niedziałania swojego gabinetu. "Żadnych nowych ustaw, jak ktoś mi przyniesie jakąś ustawę, to będzie powód do dymisji, bo tych ustaw jest w Polsce 900 tysięcy, o 800 tysięcy za dużo" - powiedział Tusk swoim ministrom. Przytoczył to w swojej książce słynny filozof z Biłgoraja. Nikt nie ośmieli się zlikwidować niepotrzebnych 800 tysięcy ustaw, bo musiałby przyjść do premiera z ustawą, a to grozi dymisją. I tak perpetuum immobile Tuska trwa i rozwija się jak flaga w próżni.

Według doktryny Tuska - Palikota celem władzy jest samo zaspokajanie pragnienia władzy. Rządowe perpetuum immobile trwa przy poparciu większości Polaków, bo doraźnie ma same zalety, a wadami niech się zajmą przyszłe pokolenia. I one skorzystają, bo w podręcznikach historii pozostanie po tym rządzie jedno zdanie, że trwał od 2007 roku do 2018. Potwierdzi się tym samym teza historyka profesora Davisa: "Chociaż Polacy zajmują jedno z niższych miejsc w tabeli politycznych i gospodarczych osiągnięć, to nie darmo są mistrzami świata w sztuce przetrwania". Niech żyje perpetuum immobile, tylko po co?