Trudno się temu dziwić, że Tusk, ojciec Józefa Bąka, ma także belkę w oku. Panowie Belka z Sienkiewiczem ustalili, jak z dodrukowanych pieniędzy wesprzeć sypiący się budżet państwa przed wyborami parlamentarnymi. Chodzi o to, by z pomocą kreatywnej księgowości PO wygrała wybory, pogrążając po raz kolejny PiS. Consigliere Belka zażądał za to łysiejącej głowy geniusza finansów J.V. Rostowskiego. Przy okazji caporegime Sienkiewicz i Belka ustalili, jak zakatować Zbigniewa Jakubasa, właściciela Mennicy Państwowej. I w tym ojciec Józefa Bąka (pseudonim roboczy młodego Tuska - przyp. red.), Tusk, nie widzi nic złego.
Przestępstwem okazuje się nagranie tych niewinnych rozmów, które według Tuska zagrażają państwu. Trudno cokolwiek z tej konstruktywnej biegunki myśli zrozumieć. Po co dręczyć niezależnego, podobnie jak Tusk, od logiki generalnego Seremeta, by jego prokuratorzy ścigali autorów podsłuchów? Po co zajazd na redakcję "Wprost" funkcjonariuszy prokuratury, ABW i policji, skoro w nagraniach nie ma nic nagannego? Tym bardziej że Polska podpisała Konwencję o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, która zakazuje dokonywania przeszukań w redakcji. Zagraża to bowiem wolności słowa, narażając na ujawnienie informatorów dziennikarzy.
Zobacz: Afera taśmowa. Jan Puhl: W Niemczech podobnie
Wybitny prawnik Seremet zapewne nie wiedział, że Polska, będąc w Unii, musi przestrzegać zapisów tej konwencji. Generalny prokurator wymyślił na to kruczek prawny, stwierdzając, że prokuratura poszukuje autora nagrań, a nie informatora "Wprost". Przypomnę, że za takie zbrodnicze nagrania grozi do dwóch lat więzienia. Tyle samo dostał za masakrę w "Wujku" Czesław Kiszczak, i to w zawieszeniu. Kiedy prokuratorzy poszukiwali nielegalnych podsłuchów, premier wczesnym rankiem w Boże Ciało zażądał ujawnienia wszystkich nagrań. Tusk zatem namawiał do przestępstwa, z którym dzielnie walczy Seremet razem z pododdziałem ABW, policji i kwartetem prokuratorów w redakcji "Wprost". Nakłanianie do przestępstwa jest karalne, o czym premiera powinien ostrzec generalny Seremet. Wiem, że w Polsce nie ma takiego laboratorium analiz, które mogłoby tę biegunkę myśli rządowo-prokuratorskich zdiagnozować.
Przesłanie jest proste: rozwolnienie umysłów rządzących ma wywołać biegunkę myśli w głowach obywateli. I o to właśnie chodzi. Andrzej Olechowski, honorowy Bratkowski z Leniną Paradowską i konserwatywnym Hallem, jako autorytety moralne III RP, wspierają partię i rząd, aplikując środki przeczyszczające w rządowych telewizjach i gazetoidach. Wszyscy zgodnie skandują za premierem, że w treści ujawnionych rozmów nie ma niczego nagannego. Tylko zachodnie media, odporne na polską biegunkę myśli, piszą o kompromitacji prezesa NBP i pozostałych bohaterów rozmów. Cóż, konstruktywna biegunka kłamstw i dezinformacji wielokrotnie uratowała PO po licznych aferach od hazardowej po Amber Gold. Teraz, w stanie delirium platformens, wywołanie biegunki myśli obywateli jest ostatnią nadzieją rządzących.
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Super Expressu na e-mail