Nie zdziwiłoby mnie także wspólne zdjęcie Tuska i Palikota w saunie, nacierających ostatnimi olejami Komorowskiego. Czwartkowa informacja o rozpadzie małżeństwa Jaruzelskich spadła jak grom z jasnego nieba. Wszystkie zachodnie media od "Die Welt" po "Le Figaro" przedrukowały doniesienia "SE". Rzecz jasna nasze resortowe telewizje i biuletyny prasowe pominęły tę wiadomość, zgodnie z obowiązującymi od 60 lat wytycznymi biura prasy.
A sytuacja jest poważna, bo dr Barbara Jaruzelska przygotowała już z prawnikiem papiery rozwodowe. Oświadczyła, że nie zamierza dalej tolerować romansu męża z opiekunką, który - jej zdaniem - trwa dość długo. Kroplą, która przelała czarę goryczy, było przyłapanie Doroty W. (opiekunki) w intymnej sytuacji z Jaruzelskim.
Wyobraźni czytelników pozostawiam miłosne igraszki 91-letniego Jaruzelskiego z 50-letnią kochanką. Trudno się dziwić, że dr Jaruzelska nie chce dalej żyć z Gigi Amoroso, jak nazwała męża. To wstrząsające wyznanie zdradzanej zostało opatrzone dramatyczną deklaracją: "A może kopnę w kalendarz, taki wiek zrobił się odpowiedni". I te przepiękne strofy o przewidywanym zgonie, zapożyczone z języka marginesu społecznego, oddają istotę mydlanej opery politycznej, w której żyjemy.
Mydlaną operą było dla rządzących PRL, a dla rządzonych szarą, smutną, często krwawą rzeczywistością. Dzisiaj cała polityczna Europa tapla się w opłacanej przez podatników mydlanej operze. Prezydent Francji z kochanką potwierdza berlusconizację polityki.
Kazimierz Krzywousty Marcinkiewicz rozstający się z Izabel to już ostatni etap politycznego kiczu. Wielożenny Gerhard Schroeder wypłakujący się na łamach "Bilda" jest kolejnym przykładem infantylizacji polityki. Były kanclerz Niemiec, obecnie funkcjonariusz Putina zatrudniony w Gazpromie, żali się, że był podsłuchiwany przez Amerykanów.
Agent Snowden poinformował go, że jankesi umieścili Gerharda na 328. miejscu w hierarchii podsłuchiwanych. To okropne, nie dość, że podsłuchują, to jeszcze poniżają niską pozycją wśród inwigilowanych. Podsłuchiwana Angela Merkel na razie milczy. Niepodsłuchiwany Tusk nie wypowiada się nawet na temat narzeczonych córki. Jak wyznał w telewizyjnym wywiadzie, dostałby w łeb od Kasi.
Patrząc na życie polityków i ich pożycie, odnoszę wrażenie, że kopanie w kalendarz europejski trwa już dość długo. Jaruzelska, strasząc kopnięciem w kalendarz, jakby to wykrakała. Dziś odgłosy kopania w kalendarz słychać już w całej Europie. Trudno się dziwić zdegustowanej Victorii Nuland, asystentce Kerry'ego, która w rozmowie z ambasadorem USA w Kijowie wypowiedziała dosadne słowa: "Pieprzyć Unię" (Europejską).
Była to jej spontaniczna reakcja na pozorowaną pomoc Brukseli dla Ukrainy. Rozmowę tę nagrały służby Putina, co u Snowdena, wykazującego, że tylko Amerykanie podsłuchują, wywołało depresję. Obawiam się, że Europa zajęta kopaniem w kalendarz nawet nie nadaje się do tego, by ją wykorzystać seksualnie.