Hymnem Polski na EURO powinna być piosenka Wojciecha Młynarskiego zatytułowana "Co by tu jeszcze". Dzisiaj, tak jak w tej piosence, "faceci wokół się snują co są już tacy, że czego dotkną, zaraz popsują w domu czy w pracy". Tymi słowy ostrzegał w 1977 roku Młynarski. Był to czas środkowego Gierka, którego nędzną kopią jest okres pierwszego i drugiego Tuska. I kiedy w TV zobaczyłem nabrzmiałe skronie premiera oglądającego ze śmigłowca niezbudowaną autostradę A2, zanuciłem: "Gapią się w sufit, wodzą po gzymsie wzrokiem niemiłym, na niskich czołach maluje im się straszny wysiłek". A widok siedzącego naprzeciwko premiera Sławka Nowaka zmusił do dokończenia tej frazy: "Bo jedna myśl im chodzi po głowie ( ), co by tu jeszcze spieprzyć panowie, co by tu jeszcze".
Premier w exposé obiecał, że przed EURO główne miasta zostaną połączone trasami szybkiego ruchu. Konsekwencja w niedotrzymaniu tej obietnicy zasługuje na najwyż-sze uznanie. Nawet jedyne połączenie Warszawy z dużym miastem zostało rozebrane. To trasa katowicka, która z dwupasmowej przerobiona została na jednopasmową. Dzięki temu rządowe media nie muszą stawiać czoła wrogiej propagandzie, że obietnice Tuska spełnił Gierek, łącząc trasą szybkiego ruchu Warszawę z Katowicami. Młynarski to przewidział, ostrzegając, że są w tym kraju faceci, którzy potrafią zepsuć to, co wydaje się nie do zepsucia. Ministrowie Grabarczyk z Nowakiem potwierdzili, że to potrafią.
Premier też nie próżnuje i ostatnio zepsuł Robertowi Górskiemu posiedzenie rządu. Właściwie ukradł mu show, o czym na Facebooku doniosła Irena Sz. Nie chcę kobiety narażać na wizytę chłopców z ABW, jak zrobili to u twórcy Antykomora, więc nie ujawniam nazwiska. Zobaczyliśmy w TV transmisję z posiedzenia rządu pod przewodnictwem Donalda Górskiego. Było to zabawnie żałosne widowisko. Ministrowie Mucha, Nowak, Cichocki, a nawet cyfra Boni, meldowali Tuskowi gotowość swoich resortów do EURO. Ministrowie oraz premier wystawili sobie wysokie oceny, a więc mamy sukces jeszcze przed EURO, co uspokoi skołatane nerwy rządowych mediów. Nie można spieprzyć czegoś, co rząd skazał na sukces spieprzenia wszystkiego.
W Polsce od 70. lat obowiązuje system awansowania biernych, miernych, ale wiernych rządzącej partii. Ewa Kopacz nie zostałaby marszałkiem, gdyby wcześniej nie rozłożyła służby zdrowia. A Grabarczyk nie byłby jej wicemarszałkiem, gdyby zbudował choć jedno połączenie drogowe między miastami. Janicki, szef BOR-u, nie dostałby drugiej gwiazdki generalskiej, gdyby 10 kwietnia 2010 roku tupolew z prezydentem wylądował szczęśliwie. W sowieckim systemie, który w Polsce obowiązuje, tylko przetrąceni moralnie nieudacznicy awansują, bo nie zagrażają przywódcy partii i rządu. System ten będzie działał, co przewidział Młynarski, bo "tyle jest jeszcze do spieprzenia! A będzie więcej!".