Wczoraj w Sądzie Okręgowym w Warszawie Falenta nie przyznał się do winy i odmówił odpowiedzi na pytania. W zamian złożył obszerne wyjaśnienia. Przyznał, że ze względu na specyfikę branż, w których prowadził interesy, miał częste kontakty ze służbami.
- Wielokrotnie pomagałem polskim służbom specjalnym. Większość z tych spraw zakończyła się spektakularnymi sukcesami organów ścigania. Dzięki temu Skarb Państwa nie utracił wielu milionów złotych - zaznaczył Falenta. - To ja powiadomiłem CBA i ABW o tym, że w restauracji Sowa i Przyjaciele nagrywane są rozmowy. Informowałem o tym agentów, ale dostałem odpowiedź, że centrale tych służb nie chcą dopuścić do związanego z tym śledztwa - dodał.
Według Falenty to właśnie przekazanie informacji o nagrywaniu rozmów polityków i biznesmenów w stołecznych restauracjach przyczyniło się do jego upadku. - Stałem się bardzo niewygodny, bo dotyczyło to przede wszystkim polityków poprzedniej opcji rządzącej. Gdy to odkryłem, postanowili zniszczyć mnie i moje firmy. Zaatakowano mnie osobiście - mówił Falenta. Biznesmen dodał, że Łukasz N., menedżer restauracji Sowa & Przyjaciele, kłamie, oskarżając go o zlecanie nagrań. - Jestem przekonany, że pomawia mnie, bo to ja, informując CBA o jego nielegalnej działalności, przyczyniłem się do jego ujęcia - oświadczył Falenta, któremu grożą dwa lata więzienia.