W środę biznesmen Marek Falenta miał stawić się w więzieniu na warszawskim Grochowie w celu odbycia kary 2,5 roku więzienia zasądzonej w 2016 r. za nielegalne podsłuchiwanie polityków i urzędników w restauracji U Sowy. Zamiast do celi Marek Falenta trafił jednak na salę sądową. Biznesmen pozostanie na wolności do momentu "zbadania sytuacji osobistej oskarżonego". - Sąd przychylił się do naszego wniosku i zarządził wstrzymanie wykonania wyroku - tłumaczy Marek Małecki, obrońca biznesmena.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że powodem takiej decyzji sądu jest zły stan zdrowia Marka Falenty. Jego prawnik miał przedstawić na sali sądowej odpowiednie zaświadczenie lekarskie. Obrońca nie zdradza, co dokładnie ma dolegać biznesmenowi. Ostatecznie o tym, czy Falenta trafi za kratki, okaże się prawdopodobnie na rozprawie 26 czerwca. Do tego czasu sąd musi ustalić, czy stan oskarżonego jest faktycznie na tyle poważny, że uniemożliwia mu odbycie kary więzienia. Prawdopodobnie do sprawy zostaną włączeni biegli lekarze i to oni zdecydują, czy Marek Falenta faktycznie cierpi na poważną chorobę, czy tylko miga się przed wyrokiem.