Marek Borowski: Ten wynik to klęska i początek końca SLD

2011-10-11 23:00

"Super Express": - Największym przegranym tych wyborów jednogłośnie uznano SLD. Marek Borowski: - A warto przypomnieć, że Grzegorz Napieralski nie tak dawno powiedział, że zdobędzie 20 proc. Potem trochę zmiarkował i mówił, że powtórzy wynik z wyborów prezydenckich, mniej więcej na poziomie 14 proc. Następnie wybrał bardziej bezpieczną strategię i mówił już tylko o wyniku dwucyfrowym. Skończyło się na jednocyfrowym i do tego wyraźnie poniżej 10 proc. Ten wynik to klęska.

- Napieralski obwinia za nią jakieś wrogie siły, które robiły wszystko, by Sojusz nie wszedł do Sejmu. A pan?

- Jakość i charakter lidera poznaje się po tym, jak reaguje na przegraną. Czy umie z godnością przedstawić jej przyczyny. I tu przewodniczący mnie rozczarował. Bo na porażkę SLD złożyło się wprawdzie kilka czynników, ale niezaprzeczalnym faktem jest, że Napieralski postawił w tej kampanii głównie na siebie. Nie ma w tym niczego złego pod warunkiem, że jest się ofensywnym, kompetentnym i skutecznym liderem. Niestety, choćby dyskusja z ministrem finansów pokazała, że tych cech mu brakuje. Przewodniczący SLD nie ma silnej osobowości.

- Ale przecież już zrezygnował z ponownego ubiegania się o przywództwo.

- I dobrze. Nie powiedział jednak jasno i wyraźnie, że bierze na siebie odpowiedzialność za porażkę. Stwierdził za to, że on sam osiągnął dobry wynik, a zawiodła drużyna. Czyli on jest ten dobry, a cała reszta zła.

- Może rzeczywiście w sztabie nie miał odpowiednich ludzi...

- To prawda, ale sam jest temu winien. Otoczył się ludźmi, którzy byli niechętni otwarciu na inne środowiska. W ten sposób sam stworzył potwora, który go pożarł. W obawie, że mogą mu zagrozić, pozbył się ważnych polityków o głośnych nazwiskach i cennym dorobku. To był pierwszy krok do przegranej, bo lider nie może otaczać się ludźmi gorszymi od siebie. Wykluczenie Arłukowicza, Rosatiego, Piniora, Nowickiej bardzo mu zaszkodziło. Zwłaszcza tej ostatniej - ikony lewicowego podejścia do praw kobiet.

- Mógł jednak wykorzystać ogromny kapitał z kampanii prezydenckiej.

- Wtedy po raz pierwszy okazało się, że jest w społeczeństwie pewien potencjał aktywności i sprzeciwu obywatelskiego. Ludzi, którzy chcą głosować, ale nie podoba się im obecny establishment (kandydaci PO i PiS byli przecież niezbyt porywający i dość tradycyjni). Dlatego szukali kogoś młodszego i zupełnie innego. W tę lukę wskoczył Napieralski. Ale przekonany o własnym uroku osobistym nie zrozumiał tej sytuacji społecznej. Dlatego, gdy po roku przyszły kolejne wybory i ta grupa sprzeciwu stała się jeszcze silniejsza, wykorzystał to bardziej sprawny Palikot.

- I to on ostatecznie pogrąży SLD?

- Gdy w 2004 r. tworzyliśmy SdPl, powiedzieliśmy, że jak Sojusz nie zmieni się wewnętrznie, to będzie się coraz bardziej zamykał, aż w końcu zniknie ze sceny. To, co dziś widzimy, to początek końca tej partii. Ma ona przed sobą dwa wyjścia. Może nadal usiłować być hegemonem na lewicy i wtedy czeka ją dalsza agonia, ale może też poszukiwać jakiejś nowej i szerszej formuły partii lewicowej, której stanie się jedynie częścią. Wtedy przetrwa. Nie wierzę w dalszy i trwały byt SLD jako partii samodzielnej.

Marek Borowski

Polityk lewicy, senator z poparciem PO i SLD