"Super Express": - Proste pytanie: dlaczego Bartosz Arłukowicz nie stracił stanowiska?
Marek Balicki: - Minister Arłukowicz od wielu miesięcy unika obecności w mediach. Może udało mu się doprowadzić do tego, że premier Tusk o nim zapomniał? Mówiąc poważnie, powodem są chyba kolejne kampanie wyborcze. Ochrona zdrowia wymaga naprawy. Każda taka zmiana w pierwszych tygodniach wywołuje jednak pewne zamieszanie, przyciąga uwagę. W związku z tym premier i jego otoczenie podjęli decyzję - nie naprawiamy niczego przez najbliższe lata.
Przeczytaj: Co to za Minister Zdrowia?! Przez Arłukowicza pacjenci stracą 13 mln zł!
- Nienaprawianiem mógł się zająć ktoś inny niż Arłukowicz.
- Odwołanie trzeba by jakoś uzasadnić. Tymczasem zarówno przewodniczący klubu PO Grupiński, jak i poseł Protasewicz podkreślają, że w służbie zdrowia nie ma strajków, nie ma niepokojów - więc nie ma problemu. Tyle że pacjenci w szpitalach nie są w pracy. Nie zastrajkują, nie chcąc przyjść do szpitala.
- Krąży plotka, że minister Arłukowicz został, by wziąć na siebie jeszcze jedną awanturę na początku roku, po czym odejdzie do europarlamentu...
- Nie wierzę w to, gdyż musiałby odejść już teraz, jak minister Boni. Z przecieków, które dotarły do mnie, wynika raczej to, że premier Tusk chce mieć w resorcie spokój. Zgadzam się natomiast z tym, że awantura będzie. Naprawdę duża może jednak wybuchnąć za 2-3 lata.
- Uda się to odwlec aż o 2-3 lata?
- Dobre pytanie. Patrząc na kolejki do lekarza, to w ciągu roku zwiększyły się aż o 40 proc. To dramatyczny przyrost. Nigdy nie wydłużały się tak szybko jak w ostatnim roku. Ta bomba może jednak rosnąć jeszcze jakiś czas. Wydaje mi się, że rządzący wykalkulowali, że wybuchnie jednak dopiero po wyborach.
Rozmawiał Mirosław Skowron