Marcinkiewicz się nie skończył

2009-02-25 8:00

Były premier Kazimierz Marcinkiewicz nachalnie męczy nas od kilku tygodni swoją najświeższą miłością. Epatuje jej młodą twarzą, poetyckim nikiforyzmem i metką na chyba londyńskim bucie. W związku z tym kilku publicystów ogłosiło koniec Marcinkiewicza. Przedwcześnie. Bo on zdaje się skutecznie robić swoje. I nie jest w tym ani dziecinny, ani naiwny.

Co dokładnie robi? Unikał odpowiedzi w sprawie szczegółów. Więc je ustaliliśmy. Doradza potężnemu amerykańskiemu bankowi w sprawie prywatyzacji polskich elektrowni. Czy to źle, czy dobrze? Nie wiem. Wiem, że sprawa budzi wiele kontrowersji i to nie tylko związkowców, którzy prawie zawsze są przeciwko prywatyzacji. Kontrowersji od czysto emocjonalnych typu: "to ten sam bank, który dla zysku niszczył złotówkę", po filozoficzne: "czy były premier, który miał dostęp do wszystkich gospodarczych informacji kraju, powinien działać teraz na styku państwo-biznes". Cóż, bankierzy wiedzieli, dlaczego zatrudniają akurat Marcinkiewicza, teraz powinniśmy dowiedzieć się my wszyscy.