"Super Express": - Jest pan współscenarzystą filmu "Smoleńsk"...
Marcin Wolski: - Moja praca nad scenariuszem skończyła się rok temu. Później pracowały nad nim inne osoby. Ale oczywiście zapoznałem się z finalną wersją.
- I jak pan ją ocenia?
- Oceniam pozytywnie.
Zobacz: Szczegóły filmu o Smoleńsku. Kim będzie główna bohaterka? Kto zagra Lecha Kaczyńskiego?
- Tymczasem PISF nie przyzna dofinansowania temu filmowi, gdyż po ocenie scenariusza stwierdził, że jest to - cytuję - "jednostronna fabularyzowana publicystyka" oraz "czarno-biały świat i stylistycznie obce duchy".
- Jasne, oceniać można wszystko. Tylko po co? Ja wyznaję zasadę, że kupuje się człowieka, a nie scenariusz. Osoba Antoniego Krauzego jako reżysera wystarczająco uwiarygadnia ten projekt. Nie wyobrażam sobie, żeby Andrzej Wajda przedstawił projekt filmu, a ktoś w PISF zastanawiałby się, czy scenariusz jest dobry, czy zły. Poza tym zarzuty, które pan przytoczył, można postawić np. filmowi "Pokłosie" - to absolutnie czarno-biały świat. A filmowi, który zresztą bardzo cenię, "Jack Strong", można zarzucić, że nie uwzględnia racji generała Jaruzelskiego. Film jest wypowiedzią artystyczną. Cechami wypowiedzi artystycznej są żarliwość, namiętność i stronniczość. Jeżeli zdaniem PISF "Smoleńsk" pozostawiałby niedosyt, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zamówić inny film, który by z nim polemizował. Na tym polega pluralizm i demokracja.
- Od dobrze zorientowanej osoby z branży filmowej dowiedziałem się, że producentom "Smoleńska" zarzuca się, że ubiegają się o 12 mln złotych, gdy tymczasem ze scenariusza wynika, że ten film można zrobić za 5 mln. Czyli korzystając z politycznego tematu, którego wielu się boi, próbują zrobić skok na kasę...
- Słyszałem coś innego - że byłoby dobrze, gdyby PISF dał choćby tylko milion. Bo przecież jest prowadzona również zbiórka społeczna. Natomiast różnica pomiędzy fikcyjną kwotą a zerem jest, przyzna pan, znaczna.
Marcin Wolski
Pisarz i scenarzysta