"Super Express": - Według raportu Pearsona - prestiżowego zestawienia najlepszych systemów edukacyjnych świata - Polska znalazła się na 14. miejscu, wyprzedzając choćby USA, Szwecję i Francję. Jest aż tak dobrze z naszą edukacją?
Prof. Marcin Król: - Jest trochę tak, że kiepska edukacja w Polsce nieźle prezentuje się na tle bardzo kiepskiej edukacji na świecie. Stąd tak wysokie miejsce naszego kraju w tym rankingu, choć nie można powiedzieć, żeby było to coś nadzwyczajnego.
- Czyli powodów do hurraoptymizmu nie ma?
- Niestety. Umasowienie edukacji, którego w ostatnich dekadach jesteśmy świadkami, ma dwa aspekty. Jeden, ten pozytywny, dzięki któremu więcej młodzieży objętej jest systemem oświaty, i ten negatywny, który sprowadza się do tego, że umasowienie doprowadziło do spadku poziomu nauczania.
- Z raportu wynika, że na polskim rynku pracy jest najwięcej osób z maturą w kieszeni.
- W Polsce mamy dość dziwny system, który masowo produkuje maturzystów. Bardzo łatwo, może nawet zbyt łatwo, ją zdać i dostać dokument, który pozwala na wstęp na uczelnie wyższe. To negatywnie odbija się na poziomie studentów.
- Jak wygląda taki absolwent liceum, który trafia na pańskie zajęcia?
- Jest bardzo ubogi w podstawowe umiejętności. Dobrze ilustruje to przykład - student ma ogromne problemy z napisaniem choćby eseju, który wymaga przemyślanego układu i kreatywnego rozwinięcia myśli. Problem zaczyna się już zresztą na początku, czyli przy wyborze tematu. Nigdy nie narzucam nikomu tego, o czym ma pisać, i zachęcam do własnej inwencji, oczywiście w ramach danego przedmiotu. Niestety, zawsze pojawiają się kłopoty z problematyzacją pracy i nie dość, że kończy się na tym, że studentom trzeba dać kilka propozycji do wyboru, to jeszcze często oczekują, że przekaże im się także plan takiej pracy. Nie winię ich jednak za to, ponieważ na niższych szczeblach edukacji nikt nie nauczył ich samodzielnie myśleć.
- Są za to świetni w rozwiązywaniu testów i wynajdywaniu słów kluczy, które są niezbędne do zdania kolejnych egzaminów. W ten sposób polska szkoła zabija jakąkolwiek kreatywność uczniów?
- Niestety tak, a przecież przede wszystkim tej kreatywności w myśleniu i formułowaniu własnych myśli szkoła powinna uczyć.
- Kilka lat temu "Dziennik" przeprowadził eksperyment - zaprosił dwie bardzo dobrze uczące się maturzystki, którym dano do napisania rozprawki z tzw. starej matury. Okazało się, że te rozprawki były niezwykle marnej jakości. Nie widać było po nich myślenia kreatywnego.
- Niestety, tworzymy w ten sposób obywateli, którzy nie potrafią analizować otaczającej ich rzeczywistości. Nie jest to zresztą problem jedynie polskiej szkoły - w całej Unii Europejskiej deprecjonuje się przedmioty humanistyczne, które dają narzędzia do krytycznego spojrzenia na świat, a promuje się te, które wspomagają innowacyjność gospodarki. Wbrew pozorom taka edukacja też nie uczy w żaden sposób myślenia. Może mamy mnóstwo informatyków, ale przeważająca większość z nich potrafi tyle, ile zwykły człowiek może nauczyć się na trzymiesięcznym kursie. Wybitnych programistów jest jak na lekarstwo.
- Wszyscy śmieją się z Amerykanów, których system edukacji opiera się nie na faktografii, ale umiejętności kreatywnego rozwiązywania problemów...
- W Polsce odeszliśmy od nauczania faktografii, a nie potrafimy nauczyć uczniów samodzielnie myśleć. W ten sposób nie dość, że nie mają oni podstawowej wiedzy o świecie, to jeszcze nie potrafią wyciągać wniosków z faktów, które do nich docierają. Nie widzę jednak szans na szybką poprawę, bo ta może dokonać się poprzez zmianę samych nauczycieli, a to długi proces.
Prof. Marcin Król
Filozof i historyk idei