Najpierw się wyprostował po całonocnym szaleństwie - do prostowania użył takiej ilości środków chemicznych, że myślałem, że się otruje. Więc jak się już wyprostował, to zasiadł przy stole w kuchni i na kartce spisał swoje noworoczne postanowienia:
- będę się upijał w środę, piątek i sobotę oraz w poniedziałek i wtorek,
- przestanę się zajmować polityką,
- uwiodę i wykorzystam tę blondynę z drugiego piętra,
- utyję...
Zdziwiłem się trochę. Ja się zawsze od 1 stycznia odchudzam i rzucam palenie. Ale szwagier mi wytłumaczył: - Noworoczne postanowienia są nic niewarte, i tak nie dajemy rady w nich wytrwać i ich zrealizować.
Faktycznie - pomyślałem sobie - szwagier za nic nie zrezygnowałby przecież z rozprawiania o polityce...