Innym zaś razem nie tylko seks, ale łatwowierność polityczna są przegranej przyczyną. Weźmy na przykład Burego Jana z PSL. To taki baronik, kozaczek, szara eminencja na chłopskiej, ludowej drodze. Ten też się na seksaferze przejechał, tyle że swojego, PSL-owskiego marszałka wojewódzkiego w Podkarpackiem. Tu wprawdzie, z tego, co słychać, to panie miały dość zalotów Karapyty Mirosława i doprowadziły do jego dymisji. I trzeba było wybrać nowego marszałka. Co Bury, wirażka na tamtym terenie, uznał za rzecz naturalnie prostą i uwierzył, że kolejny jego koleś z PSL stanowisko dostanie. Jednak radni dość mieli seksu w wykonaniu PSL (marny on może czy jak) i wybrali marszałkiem PiS-owczyka.
Teraz Bury chodzi i opowiada, że do korupcji doszło, że zdradzili go wierni mu żołnierze za stołki wicemarszałkowskie. A nie rozumie Bury, co się naprawdę stało. Oto jak seks prowadzi do porażki.