Weźmy trzy ostatnie efekty pracy Platformy, jej premiera i reszty urzędasów. Oto nie tak dawno obiegła kraj informacja, że NFZ nie chce płacić za leczenie dzieci, tych, których rodzice stracili ubezpieczenie. Ktoś zmieniając procedury, zapomniał o tym drobnym fakcie. Zapomniał o przyszłości narodu. Albo weźmy, co zrobili z przepisami dotyczącymi publicznych przedszkoli. Niby miały być tańsze i dla wszystkich. A zamienili je w przechowalnie maluchów, którym nie można zorganizować żadnych sensownych zajęć, bo nie ma na to kasy, a i możliwości według przepisów. Skutek to tysiące wkurzonych rodziców i... opóźnianie rozwoju naszych kilkulatków.
Jest też kolejny sukces, który ogłosił mój ulubiony minister pracy i płacy (darujcie nazwisko). Otóż stwierdził on, że na rynku pracy są powody do optymizmu. Bo sukcesem jest, że stopa bezrobocia wzrośnie z dzisiejszych 13 do... tylko 14 proc. w końcu roku. To znaczy, że armię 2 milionów 85 tysięcy bezrobotnych wzmocni ponad 100 tysięcy nowych. A kiedy wreszcie usłyszymy, że bezrobocie maleje? Nieprędko. Za to ta stopa urośnie wolniej niż w roku ubiegłym. I to jest sukces? A pieniądze (pół miliarda złotych) na aktywizację zawodową są nadal zamrożone.
Ale więcej niż co piąty Polak wierzy jeszcze w sens działań Platformy i udziela jej poparcia. I to oni są winni, że nadal mamy rząd Donalda Tuska.