Inna sprawa, że przez telefony na komórkę synowej trudniej będzie szefowi rządu udowodnić mijanie się z prawdą (tak nazywa się kłamstwa osób wysoko postawionych). I trudniej będzie dowieść, czy przestrzegając syna przed współpracą z oszustem z Amber Gold, premier wykorzystał wiedzę, jaką miał od ABW (której, jak wynika ze słów syna, nie ufa za bardzo). Przypominam zapominalskim, że wiedzę o przekręcie Amber Gold premier posiadł w maju, a w sierpniu na konferencji prasowej dowodził, że nie miał jej w ogóle. (Takie zachowanie nazywa się kłamstwem, ale w przypadku osób wysoko postawionych mówi się... o zapomnieniu w wyniku stresu)... Ach ten stres premiera...
Malkontent
Michał Tusk to prawdziwe dziecko epoki Internetu - wścibskiego, bezwzględnego i poszukującego sensacji. Sprzedaje dziennikarzom najsmaczniejsze tajemnice życia rodzinnego i zawodowego premiera. Internetowi pożeracze newsów są zapewne zachwyceni jego otwartością. Zaś ludzie normalni (wiem, co napisałem) muszą być zażenowani... I ja, jak każdy ojciec, spaliłbym się ze wstydu, gdyby mój syn bezinteresownie ujawnił, że nie ufam ludziom, z którymi pracuję. Ale zostawmy mnie. Młody Tusk odkrył przed narodem, że premier nie ufa swoim służbom. Boi się inwigilacji (czyli podsłuchu ze strony własnych służb) i w ważnych sprawach dzwoni do syna na komórkę jego żony - denerwował się szwagier.