"Super Express": - Długo oczekiwana ustawa 500+ nabrała kształtów. I jak pani ją ocenia?
Małgorzata Terlikowska: - To dobry pierwszy krok. Oczywiście zawsze mogłoby być lepiej. Mogłyby być odliczenia czy zwolnienia podatkowe dla rodzin z dziećmi, elastyczne godziny pracy dla matek, większe przyzwolenie na krótszy wymiar pracy dla kobiet, możliwość wykorzystania urlopu rodzicielskiego w dłuższym wymiarze czasu, bon wychowawczy. Ale chcąc prowadzić politykę prorodzinną, od czegoś trzeba zacząć. Mam nadzieję, że program zadziała i ludzie, mając zabezpieczenie ze strony państwa, chętniej będą podejmować decyzję o kolejnych dzieciach.
- Od razu podniosły się głosy, że to niczego nie zmieni.
- Polacy chcą mieć dzieci i to pokazują badania. Niestety, 54 proc. polskich rodzin to rodziny z jednym dzieckiem, co dla demografii, gospodarki, edukacji, ale też relacji międzyludzkich jest katastrofą. Trzeba zrobić więc coś, co ułatwi decyzję o posiadaniu kolejnego dziecka.
- Podnoszony był zarzut, że program zaszkodzi kobietom, bo wyeliminuje je z rynku pracy.
- Czy naprawdę ktoś dla 500 zł rzuci pracę? Z kolei dla dużych rodzin, w których pracuje zawodowo zazwyczaj jedna osoba (choć coraz częściej nie jest to regułą, bo z jednej pensji trudno taką gromadkę utrzymać), program będzie ogromnym wsparciem.
- Ale też przykład samotnych matek, których dochód nie przekracza 800 zł...
- Osoby znajdujące się w trudnej sytuacji, także samotne matki, nie powinny pozostawać bez pomocy państwa. Tu nie ma wątpliwości. Tyle że ten program ma jednak głównie cel demograficzny, a nie socjalny. Jest też problem fikcyjnych "samotnych matek". Problem ten pojawia się wiosną przy okazji rekrutacji do przedszkoli, gdzie samotne matki mają pierwszeństwo. I bywa, że grupa przyjętych dzieci składa się tylko z takich wychowywanych przez samotne matki. Nie wykluczam, że być może trzeba będzie z czasem dokonać w programie jakichś korekt. Ale to nie samotne matki są problemem, tylko narracja, która jak mantra jest powtarzana i na ulicy, i w mediach.
- Jaka?
- To te wszystkie opowieści o patologiach. Że pieniądze zostaną źle wydane albo przepite, że patologia będzie się teraz mnożyć na potęgę. Nie można jednak podchodzić do ludzi z założeniem, że to wyłącznie patologia. Bo to nieprawda. 2,7 mln rodzin uprawionych do korzystania z programu niewątpliwie patologią nie jest. Czy państwo sprawdza, na co idą wypłacane emerytury czy renty? To niech zaufa rodzicom, że poradzą sobie z mądrym wydaniem pieniędzy na dzieci.