"Super Express": - Kiedy usłyszała pani o pomyśle na pełnomocniczki pani premier w ministerstwach, zdziwiła się pani?
Małgorzata Kidawa-Błońska: - Nie zdziwiły mnie nazwiska Urszuli Augustyn i Beaty Małeckiej-Libery. O tym, że są poważnie brane pod uwagę przez panią premier do pracy w resortach, mówiło się od dawna. Obie mają duże kompetencje i w kuluarach mówiło się o nich od dawna.
- Nie mówiono jednak, że będą pełnomocniczkami premier do pilnowania realizacji obietnic z exposé?
- Nie do pilnowania obietnic z exposé... To straszne uproszczenie. Pełnomocniczki będą działały bardziej zadaniowo.
- Dlaczego te panie nie zostały po prostu wiceministrami? Tylko taki dziwny twór...
- Może to rzadka funkcja, ale daje bezpośredni kontakt z premierem. Jeżeli zależy nam, żeby coś było sprawnie wykonane, to takie skrócenie drogi jest wskazane. Na razie wiemy, że panie będą wykorzystane w resortach, ale zakres ich obowiązków i umocowanie nie jest jeszcze znane.
- Mówi pani, że panie mają działać tak, żeby coś było sprawnie wykonane. Sami ministrowie zdrowia i edukacji nie działali wystarczająco sprawnie i trzeba ich pilnować...
- Mamy do siebie zaufanie, nikt nikogo nie kontroluje. Jest to wzmocnienie zespołu.
- Inaczej to wygląda z zewnątrz.
- Inaczej, jak ktoś chce być złośliwy.
- Ależ skąd, nie śmiałbym.
- Ktoś słusznie powiedział, że został rok do wyborów, więc Platforma musi bardziej się skupić na tych zobowiązaniach i rzeczach, na których nam szczególnie zależy. I wszystkie osoby, które mają w tej dziedzinie zdolności, powinny być wykorzystane. Nie ma tu ani dozy nieufności. Wręcz przeciwnie, to wzmocnienie tych ministerstw.
- Wzmocnienie, bo były za słabe? Jak to odbiera minister czy wiceminister? Przychodzi ktoś, kto im nie podlega, i zajmuje się częścią pracy, którą mieli wykonać. Nie wiem, na ile to się wiąże, ale podobno rezygnację ma złożyć wiceminister zdrowia Sławomir Neumann.
- W Ministerstwie Zdrowia jest akurat tak dużo pracy, że nawet kilka dodatkowych osób i tak pracowałoby po kilkanaście godzin dziennie. Pełnomocniczki będą miały zapewne konkretne zadania w ramach ministerstwa.
- Mówi pani, że jest rok do wyborów i dlatego zdecydowano się na pełnomocniczki...
- Z tych rzeczy będziemy rozliczani.
- Może dlatego Donald Tusk nie wypełnił obietnic z exposé, bo nie powołał takich pełnomocników?
- Nieprawda, Donald Tusk większość obietnic z exposé wypełnił. Premier Kopacz obejmując urząd, miała zaś świadomość, że ma tylko kilkanaście miesięcy i każdy dzień musi zostać wykorzystany.
- Są sygnały z Ministerstwa Rolnictwa, że nie uda się na czas zrobić funduszu stabilizacji dochodów rolniczych, obiecanego w exposé.
- Te prace trwają i z tego, co wiem, do końca kadencji powinno się udać. Każdy fundusz musi być jednak precyzyjnie przygotowany i trwa to nieco dłużej. Zbyt duże środki wchodzą tu w grę. Od exposé premier Kopacz minęły zaledwie trzy miesiące.
- Dlaczego pani premier nie posłała pełnomocniczki do Ministerstwa Rolnictwa, skoro tam jest opóźnienie? Minister Sawicki się jej postawił?
- No naprawdę... Pani premier nie zakończyła jeszcze przeglądu wszystkich resortów.
- Dlaczego? To ludzka reakcja. Wrzucają mi kogoś do resortu, kto niby mi podlega, ale jednak mi nie podlega...
- Ludzkie reakcje reakcjami, a politycy są profesjonalistami i wiedzą, jakie zadania są do wykonania.
- Słyszałem złośliwości, że w Ministerstwie Rolnictwa nie będzie pełnomocniczki, bo żadna z przyjaciółek pani premier nie zna się na rolnictwie.
- To wielki zaszczyt być przyjaciółką lub przyjacielem premiera, ale twierdzenie, że posłanki są doceniane tylko z tego powodu, to olbrzymie nadużycie. Każda z nich ma bardzo wysokie kompetencje. PO od zawsze doceniała ich umiejętności.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail