"Super Express": - Dlaczego pani odrzuciła propozycję startu w wyborach z list PiS?
Małgorzata Wassermann: - Odwrócę pytanie. A dlaczego miałabym startować?
- Kojarzy się pani z PiS. Obok innych członków rodzin smoleńskich często mówiła pani w mediach na temat katastrofy. Oni kandydują, a pani nie.
- W ten sposób będziemy się bardzo dobrze uzupełniać. Oni będą pilnować sprawy katastrofy na poziomie ciała ustawodawczego. Ja natomiast jako czynny adwokat będę pilnować od strony procesowej. Tym samym nie narażę się na zarzut, że łączę dwie role - polityka i oskarżyciela posiłkowego w procesie.
- Zaangażowanie się w politykę byłoby nieprofesjonalne?
- To nie to. W Sejmie potrzebni są ludzie o różnych zawodach. Dla mnie mój ojciec i sprawa wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej to najważniejsze rzeczy na świecie. Przede mną jeszcze wiele trudności, na pewno też przyjdzie mi nieraz mocno kogoś zaatakować. Ponieważ wielokrotnie oskarżano mnie, że robię to z pobudek politycznych, nie chcę, żeby dalej tak uważano.
- Z jakiej pozycji na liście i z jakiego okręgu zaproponowano pani start?
- Żadnych konkretnych rozmów na ten temat nie prowadziliśmy.
- Co pani sądzi o tych członkach rodzin smoleńskich, którzy star-tują?
- Większość z nich to osoby wykształcone, o dużym doświadczeniu życiowym. Ale niezależnie od tego wszyscy jesteśmy mocno obyci z polityką. Zarówno gdy chodzi o stronę zewnętrzną, która dociera do nas poprzez media, jak i "od strony kuchni". Z kim mieliśmy o tym rozmawiać, jak nie z najbliższymi? Pewnie nieraz odbywaliśmy takie domowe, rodzinne "konsultacje" polityczne.
- Wielu z nich wciąż jest w żałobie. Inni mają bardzo emocjonalny stosunek do tej sprawy. Czy sam wiek i określony zawód wystarczą?
- Przede wszystkim dotknęło nas chyba najcięższe doświadczenie w życiu, jakim jest śmierć bliskiej osoby. Człowiek, który tak strasznie wiele stracił, nie szuka już żadnych doraźnych korzyści w życiu. A jeśli do tego widzi moralny upadek państwa, w którym żyje, to co w tym złego, że chciałby je zmieniać? Zresztą bycie posłem bądź ministrem to niewyobrażalnie ciężka praca po 12 godzin dziennie. Do tego dochodzi nieustanne poczucie, że jako osoba publiczna jest się wystawionym na rozmaite ataki. Nie sądzę, by kandydaci nie zdawali sobie z tego sprawy.
- Czyli nie zazdrości im pani...
- Nie zazdroszczę. Ale rozumiem, że podjęli taką decyzję.
Małgorzata Wassermann
Córka Zbigniewa Wassermanna, adwokat