Na Ukrainie Alona była kelnerką i nie widziała dla siebie przyszłości. Razem z mężem marzyli o własnym mieszkaniu, postanowili ruszyć do Polski, by na nie zarobić. Najpierw przyjechał Andriej (40 l.) i znalazł pracę na budowie. Później dołączyła do niego żona. W grudniu ubiegłego roku została zatrudniona w pralni w Luboniu.
- Zdążyłam tam przepracować cztery dni - mówi Alona. Wydawało się, że jej zadanie - podwieszanie na hakach prześcieradeł, które trafiały później do maglownicy - nie było trudne. Ale pechowego dnia fragment tkaniny zablokował się między walcami maszyny, bo był na nim supeł. Alona usłyszała polecenie kobiety, która stała przy maglu: - Bierz to! Zabieraj!29-latka zaczęła wyciągać prześcieradło, wtedy maglownica wciągnęła jej rękę aż do łokcia. - Walec zmiażdżył mi najpierw palce, potem całą dłoń. Ręka paliła się w wysokiej temperaturze. Zaczęłam krzyczeć i błagać o pomoc - opowiada Alona.
Rękę udało się uwolnić dopiero po kilkudziesięciu minutach na tak zwanym biegu wstecznym. - Kończyna była dosłownie ugotowana, trzeba ją było amputować - informuje Bartosz Mańkowski, chirurg z Wielospecjalistycznego Szpitala Miejskiego w Poznaniu.
- Jesteśmy poruszeni tym, co się stało, i bardzo współczujemy pani Alonie - mówi Kamila Gorzecka z pralni, w której doszło do wypadku. Zaznacza jednak, że Ukrainka przeszła szkolenie BHP, a także i tzw. stanowiskowe. Wypadkiem zajmują się śledczy. Teraz na polecenie ministra Zbigniewa Ziobry (48 l.) dochodzenie objęła nadzorem Prokuratura Krajowa.
ZOBACZ TAKŻE: Tragiczny wypadek w Świdniku. Policja zatrzymała dwie osoby [REKONSTRUKCJA ZDARZEŃ]