Nazywam się Magdalena Ogórek - rozpoczęła śmiało wczorajszy występ w Sejmie kandydatka SLD. Dalej odczytała z kartek, z czym zamierza iść do ludzi, i nie pozwoliła zadać sobie pytań. Mówiła, że trzeba zmienić prawo i powołać Gwardię Narodową, ona będzie bronić wierzących i niewierzących, obniży podatki. Zaapelowała też: "Nauczmy młodzież ryzykować".
O mężu nawet pół słówka. Tymczasem o Piotrze Mochnaczewskim (50 l.) zrobiło się w weekend głośno. Jako były kanclerz prywatnej uczelni Viamoda Industrial miał pozaciągać w dniu zakończenia pracy długi w imieniu swojego byłego pracodawcy. W grudniu do prokuratury wpłynęło zawiadomienie o przestępstwie. Władze uczelni wytoczyły byłemu kanclerzowi proces cywilny w tej sprawie - informuje "Newsweek".
Zobacz: Magdalena Ogórek będzie pisać prawo OD NOWA. Ma nowy pomysł na Polskę
- Nie będę nic komentować w tym momencie - zapowiedział nam wczoraj Mochnaczewski. - Powiem tylko tyle, że już w niedługim czasie sprawy okażą się zupełnie inne, niż są teraz. To wszystko będzie wyglądać inaczej - dodał.
Być może został pomówiony przez swojego byłego wspólnika. Z naszych informacji wynika, że on sam zamierza odpłacić się wspólnikowi wnioskiem do prokuratury. Ale Mochnaczewski i Ogórek nic nie mówią, a my nie będziemy bawić się w ich adwokatów.
- Ogórek straci na złej reputacji partnera. Jego problemy będą się kłaść cieniem na jej karierze, przecież ocenia się ludzi według zasady: z kim przestajesz, takim się stajesz - mówi prof. Kazimierz Kik. - Inna sprawa, że Ogórek nigdy nie będzie politykiem. Jest bezideowa, nie będzie głosować na nią lewica. Nigdy nie będzie czerwoną różą, symbolem lewicy, ale badylem, który wyrósł na jałowej glebie wokół Millera - komentuje bezlitośnie politolog.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail