Alaksandr Łukaszenka

i

Autor: East News

Łukaszenka dostał za swoje? Ekspertka ds. Białorusi komentuje unijne sankcje na białoruski reżim

2021-05-26 6:31

Alaksandr Łukaszenka rozwścieczył cały Zachód zmuszeniem do lądowania w Mińsku samolotu pasażerskiego z Aten do Wilna, którym podróżował ścigany przez reżim dziennikarz Raman Pratasiewicz. W poniedziałek Unia Europejska nałożyła pierwsze sankcje za awanturnictwo Łukaszenki. Czy zakaz lotów białoruskich linii lotniczych w unijnej przestrzeni powietrznej i nawoływanie do mijania przez europejskich przewoźników Białorusi wystarczy, by ukarać Łukaszenkę? Unijne sankcje dla "Super Expressu" komentuje Anna Maria Dyner, ekspertka ds. Białorusi z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Czy Łukaszenka ucierpi na nowych sankcjach wprowadzonych wobec jego reżimu przez Unię Europejską? "Wstrzymanie lotów Belavii nad terytorium UE będzie wyzwaniem dla tej państwowej spółki" - komentuje Anna Maria Dyner. Jej zdaniem białoruskim liniom lotniczym grozi upadek, jeśli sankcje wobec nich się przedłużą i dla Łukaszenki może to okazać się problemem. "To może w jakiś sposób zaboleć, zwłaszcza w momencie, kiedy sankcje będą na tyle długoterminowe, że Belavia po prostu przestanie istnieć" - zwraca uwagę ekspertka. Dodaje, że ważnym elementem obecnych sankcji będzie także wstrzymanie lotów nad Białorusią, które dostarczają do budżetu 50-70 mln euro. "To może wydawać się niewielką kwotą, ale w warunkach białoruskiego budżetu to zawsze jest ważna pozycja. I znów to pieniądze w twardej walucie, które trafiają do budżetu. A z utrzymaniem rezerw walutowych Białoruś ma problemy" - dodaje. Jakie zdaniem ekspertki sankcje okazałyby się najboleśniejsze dla reżimu? Czytajcie w poniższej rozmowie z Anną Marią Dyner.

„Super Express”: - Przymusowe lądowanie samolotu relacji Ateny-Wilno i aresztowanie na lotnisku w Mińsku ściganego przez reżim Ramana Pratesiewicza wywołało falę oburzenia na Zachodzie. Pojawiły się wezwania do natychmiastowej i ostrej reakcji. W poniedziałek UE podjęła decyzję o sankcjach, ale na razie jedyny konkret do zamknięcie unijnej przestrzeni powietrznej dla białoruskich linii lotniczych. To jest ta ostra reakcja?

Anna Maria Dyner: - Tu przede wszystkim liczyła się szybkość reakcji i na szczęście unijny kalendarz sprzyjał, ponieważ dzień po wspomnianych wydarzeniach na Białorusi rozpoczynało się posiedzenia Rady Europejskiej. To ułatwiło podjęcie decyzji nt. ruchu lotniczego. Oczywiście, zawsze możemy narzekać, że reakcja zbyt słaba i zbyt niejasna. Mamy informację bowiem informację o czwartym pakiecie sankcji gospodarczych i personalnych, ale konkretów na razie nie znamy. Trudno więc obecnie ocenić, czy ten i w ogóle pakiet zaboli reżim Łukaszenki.

- A jak pani ocenia ten jeden konkret, który mamy?

- Wstrzymanie lotów Belavii nad terytorium UE będzie wyzwaniem dla tej państwowej spółki. Obecny rok dla całej branży lotniczej jest pierwszym, w którym mogą nadrabiać straty związane z pandemią. A rynek państw unijnych był podstawowych, do którego samoloty Belavii latały. Może się więc okazać, że to przedsiębiorstwo, które przynosiło raczej zyski i to zyski w twardej walucie, co nie jest bez znaczenia w przypadku Białorusi, będzie teraz generowało straty, które białoruski budżet będzie musiał pokryć. To może w jakiś sposób zaboleć, zwłaszcza w momencie, kiedy sankcje będą na tyle długoterminowe, że Belavia po prostu przestanie istnieć. Jest jeszcze jedna rzecz, która wynika z decyzji UE.

- To znaczy?

- Chodzi o wstrzymanie lotów nad Białorusią europejskich linii lotniczych. Wpływy z opłat za korzystanie z korytarzy powietrznych nad Białorusią nie są może ogromne...

- Mówimy o 50-70 mln dolarów rocznie.

- To może wydawać się niewielką kwotą, ale w warunkach białoruskiego budżetu to zawsze jest ważna pozycja. I znów to pieniądze w twardej walucie, które trafiają do budżetu. A z utrzymaniem rezerw walutowych Białoruś ma problemy.

- Kolejne sankcje, jakie może wprowadzić UE, gdzie powinny uderzyć, by reżim je poważnie odczuł?

- Wydaje się, że takimi sankcjami byłoby wprowadzenia embarga na import z Białorusi do UE zwłaszcza produktów ropopochodnych i nawozów sztucznych. To dwa najważniejsze źródła dochodów dla białoruskiej gospodarki, na które możemy wpływać.

- W ubiegłym roku białoruski eksport do UE wart był ok 5,5 mld dolarów. Jego zakaz byłby naprawdę bolesny.

- Zdecydowanie. Wartość eksportu do UE to ok. 10 proc. białoruskiego PKB. Problem polega na tym, że ceną za tak bolesne wobec reżimu sankcje byłoby także ogromne uderzenie w białoruskie społeczeństwo. Wchodzimy więc na trudną warstwę rozważań o moralnych konsekwencjach sankcji. Nie jest to łatwa decyzja do podjęcia.

- One jednak zmusiłyby Putina do większego łożenia na utrzymanie Łukaszenki u władzy.

- Oczywiście, Rosja musiałaby do tego dołożyć, bo w żadnym razie nie może sobie pozwolić na upadek białoruskiej gospodarki, ale nic ponadto. Rosja i tak poszłaby po linii najmniejszego oporu i wydzieliłaby Łukaszence minimalną kroplówkę. Nadal rozmawiamy więc o stosunkowo niewielkich kwotach. Co więcej paradoksem całej sytuacji jest to, że sankcje nałożone na Białoruś mogą sprzyjać rosyjskim firmom. Choć więc sankcje trzeba wprowadzić, ich konsekwencje mogą okazać się niejednoznaczne.

- Cała sprawa Pratasiewicza to element morza terroru, w którym Łukaszenka utopił Białoruś. Jak długo jeszcze represje mogą potrwać?

- Obawiam się, że nieprędko. Wydaje się, że takim horyzontem jest zapowiadane referendum konstytucyjne połączone z wyborami lokalnymi, które mają się odbyć na jesieni przyszłego roku. Do tego momentu Łukaszenka będzie chciał oczyścić sobie pole ze wszelkich przejawów niezależnej działalności społecznej i medialnej. Nie chce mieć powtórki z masowych protestów z ubiegłego roku, więc do momentu referendum z niczym dobrym nie należy się liczyć.

Rozmawiał Tomasz Walczak

Express Biedrzyckiej - Adam Bodnar: Białoruski naród przeżywa traumę
Nasi Partnerzy polecają