Najpierw w Sejmie wystąpienia w sprawie kryzysu imigranckiego miał rząd. Pani premier, a także niezrównana minister Terenia Piotrowska, katechetka od samolotów bezgłowych i samochodów szosowych. Jej przemówienie wywarło gigantyczne wrażenie. Znużony pracą wicepremier Siemoniak słuchał go z opuszczoną głową i przymkniętymi oczami. Oczywiście po to, aby lepiej się skupić na treści.
A potem przyszedł Jarosław Kaczyński i wygłosił jedno z ważniejszych wystąpień w swojej karierze, bo idealnie wpasował się nim w uzasadnione obawy ogromnej części Polaków. Odpowiadała mu Ewa Kopacz, zadając dramatycznym tonem pytania o cenę ludzkiego życia oraz apelując do sumień bezdusznych kaczystów o pomoc dla biednych uchodźców. Ledwo skończyła mówić, gdy biedni uchodźcy zaczęli w Röszke nawalać w węgierską policję kamieniami i stalowymi rurkami. Od czasu do czasu wystawiali też przez zasieki swoje małe dzieci, bo te lepiej sprawdzają się jako żywe tarcze. Węgrzy, kierując się współczuciem, uchylili bramę na granicy, by wpuścić kilka rodzin z małymi dziećmi. Tłum uznał, że to zaproszenie także dla masy młodych byczków i bardzo się zdenerwował, gdy okazało się, że jednak nie. Atakując policję, pokrzykiwał "Allahu akbar!".
W kontekście regularnej bitwy na granicy UE frazesy pani Kopacz i jej partyjnych kolegów oklapły i pospadały na ziemię. Poziom oderwania władzy i części medialnych elit od rzeczywistości i oczekiwań obywateli stał się wręcz groteskowy.
Węgrzy oczywiście natychmiast oberwali od eurohipokrytów. Oburzyła się Ursula von der Leyen, niemiecka minister obrony, podczas gdy Niemcy są ostatnimi, którzy mają prawo krytykować kogokolwiek w tej sprawie. Zabawni byli Serbowie, którzy uznali Węgrów za niehumanitarnych. A gdzie była serbska policja, gdy wściekła horda próbowała nielegalnie forsować granicę?
Węgrzy są w trudnej sytuacji, a faktycznie robią za Europę brudną robotę, broniąc jej przed najazdem z Południa. Choć są młotkowani przez różnych hipokrytów i pięknoduchów. Dlatego ja napiszę: Węgrzy, świetna robota. Dziękuję.