Łukasz Warzecha

i

Autor: East News

Łukasz Warzecha w felietonie w "Super Expressie":O tym, jak Bolanda wojnę toczyła

2018-06-29 6:11

Był sobie w odległym kraju, nazwijmy go Bolandą, Wódz, który postanowił rozpocząć kampanię wojenną przeciwko dwóm potężnym sąsiadom. Owszem, byli doradcy, którzy ostrzegali, żeby nie rozpoczynać wojny, której nie da się wygrać – bo armia jest słaba, źle wyposażona, zdezorganizowana, dowódcy do chrzanu, plany do niczego, a przeciwnicy potężni. Ale Wódz ich nie słuchał. Występował na wiecach i grzmiał, że co to nie my, że ani guzika, że czapkami nakryjemy. x

Był sobie w odległym kraju, nazwijmy go Bolandą, Wódz, który postanowił rozpocząć kampanię wojenną przeciwko dwóm potężnym sąsiadom. Owszem, byli doradcy, którzy ostrzegali, żeby nie rozpoczynać wojny, której nie da się wygrać – bo armia jest słaba, źle wyposażona, zdezorganizowana, dowódcy do chrzanu, plany do niczego, a przeciwnicy potężni. Ale Wódz ich nie słuchał. Występował na wiecach i grzmiał, że co to nie my, że ani guzika, że czapkami nakryjemy.
Wielka Bolanda wszystkim pokaże, wszystkim pokaże nasz wielki Wódz!
Kiedy nam tylko przyjdzie ochota, kogo zechcemy, będziemy tłuc! – śpiewano na wiecach ludowych.

No więc kampania wojenna się zaczęła. Już w pierwszym tygodniu siły Bolandy dostały potężne wciry. Wódz wyszedł na trybunę i ogłosił, że to w gruncie rzeczy wielkie zwycięstwo, bo dzięki temu dowiedzieliśmy się w końcu, jakie możliwości mają nasi przeciwnicy. Doradcy łapali się za głowę i mówili, że od badania siły wroga jest wywiad, a nie rozpoznanie bojem, ale Wódz nie słuchał.
W ciągu kolejnych miesięcy bolandzkie siły co jakiś czas brały lanie, ale wtedy Wódz lub jego przyboczni przemawiali, mówiąc, że nie będzie żadnego wycofywania się, bo byłoby to przyznanie się do słabości. Kiedy jednak Bolanda nie była już w stanie udźwignąć kosztów operacji, a siły przeciwnika okupowały jedną trzecią terytorium i podchodziły pod stolicę, Wódz nagle ogłosił, że podpisujemy porozumienie pokojowe, które jest wielkim sukcesem Bolandy. Przywódcy wszystkich walczących państw ogłaszają, że miłują pokój, a jednej trzeciej swego terytorium Bolanda zrzeka się dobrowolnie na ich rzecz w ramach gestu dobrej woli. Dodatkowo godzi się zapłacić kontrybucję, co tylko powiększa skalę jej wygranej.
„Świętujemy dzisiaj nasze wielkie zwycięstwo!” – prawił Wódz z mównicy w parlamencie. – „Zawsze szło nam tylko o pokój i temu miała służyć nasza wojna. Dzięki niej cały świat usłyszał o naszym bohaterstwie i wie już, że nie warto z nami zaczynać!”.
A doradców, którzy odradzali rozpoczynanie wojny, to Wódz kazał oddalić z wilczym biletem, żeby w przyszłości nie siali defetyzmu. Powyższa opowiastka mówi oczywiście o fikcyjnym kraju i nie należy się w niej doszukiwać związków z naszą sytuacją, a już zwłaszcza z kwestią ustawy o IPN.