– Pojawiły się jednak głosy krytyczne. Podobno wybór Niemki na to stanowisko może być niekorzystny, bo Niemcy są i tak najsilniejszym państwem i gospodarką w Unii, danie im tak ważnych stanowisk wzmocni ich dominację.
– Przypomnę, że przez wiele miesięcy kandydatem na przewodniczącego był Manfred Weber. Też Niemiec, też z Europejskiej Partii Ludowej. Nikt się nie oburzał. W ogóle nie rozumiem tych głosów, mówiących, że wybór Niemki jest jakąś porażką. Jestem zdania, że dobrze by było, by w momencie największego zamieszania, a Unia się w takim znajduje, odpowiedzialność nie była rozmyta jak do tej pory. Dobrze, że Niemcy biorą odpowiedzialność wprost, poprzez funkcję przewodniczącej Unii Europejskiej.
– Co to zmieni?
– Wszelkie ewentualne roszczenia, pretensje, dezyderaty, będą kierowane wprost do Niemiec za pośrednictwem Ursuli von der Leyen. I to jest moim zdaniem dobre rozwiązanie. Mamy jasno zdefiniowaną odpowiedzialność. Jest to odpowiedzialność niemiecka. I moim zdaniem bardzo dobrze. Nie przywiązywałbym też wielkiej wagi do tego, co mówi się o poglądach na sprawy obyczajowe Ursuli von der Leyen.
– Mówiła o związkach partnerskich, wyrażała poparcie dla jednopłciowych małżeństw.
– Ale w przypadku funkcji przewodniczącego Komisji Europejskiego nie ma to żadnego znaczenia. Zdecydowanie bardziej istotne jest to, z którego kraju przewodniczący pochodzi oraz jakie ma ogólne nastawienie polityczne. W tym kontekście Ursula von der Leyen jest dla nas bez porównania lepszym wyborem niż Timmermans.
– Timmermans będzie jednak komisarzem, możliwe, że zostanie wiceprzewodniczącym Komisji. Czy nie jest to jednak porażka Polski?
– Nie. Wiceprzewodniczący jest wybierany spośród komisarzy. Jeśli Holandia wybierze na swojego komisarza Timmermansa, to nic z tym nie możemy zrobić. Podobnie gdy komisarze ze swojego grona wybiorą Holendra na wiceprzewodniczącego. Wiceszef Komisji to jednak nie szef.