Sejm się nimi po prostu nie zajął, a że ustawa przewiduje sztywny termin wejścia w życie – 1 lipca – trzeba ją będzie uchwalać na nowo. Już po wyborach prezydenckich, żeby ludzi nie denerwować, bo przecież i ten podatek zapłacimy my, konsumenci. I nie chodzi tu o żadne kwestie zdrowotne – to rządowa bujda na resorach. Chodzi wyłącznie o kasę dla NFZ.
Politycy PiS chwalą się, że obniżyli CIT. Tak, tylko że w praktyce na takich warunkach, że odczuł to ułamek firm. Zerowy PIT do 26. roku życia dyskryminuje tych, którzy studiują i idą do pracy w wieku 25, 26 lat. Nie obejmuje też umów o dzieło. Kwota wolna w wysokości 8 tys. zł to jawna kpina, bo dotyczy osób, które miesięcznie zarabiają 666 zł. Czyli właściwie nikogo z pracujących. Jedyną obniżką dotyczącą wszystkich jest obniżenie pierwszej stawki podatkowej z 18 do 17 proc. (dopiero od tego roku), co przy przychodzie rocznym na poziomie pierwszego progu podatkowego (85528 zł) daje rocznie 976 zł, czyli 81 zł miesięcznie.
Jak jednak mówi nienowy już dowcip – rząd PiS lubi niskie podatki, więc wprowadza dużo nowych, niskich podatków. Danina solidarnościowa, opłata emisyjna, opłata mocowa, podatek deszczowy, podatek bankowy, opłata od plastikowych opakowań, podwyżki opłat związanych z wywozem śmieci (tak, decyzje samorządów są w dużej mierze determinowane centralnymi regulacjami). Do tego dodajmy utrzymanie odziedziczonego po PO podwyższonego do 23 proc. VAT, obniżenie lub odebranie części podatników kwoty wolnej, utrzymanie bez waloryzacji progów podatkowych – co jest ukrytą podwyżką podatków. I przede wszystkim ordynarne złamanie obietnicy podwyższenia kwoty wolnej dla wszystkich podatników do 8 tys. zł.
Nie, wbrew zużytemu hasłu PiS – nie wystarczy nie kraść. Żeby na prawo i lewo rozdawać finansowe prezenty, trzeba zabrać tym, którzy zarabiają. Również samym obdarowywanym.