Szanowny Panie Premierze, dwa dni temu skończył Pan 50 lat. Z tej okazji trochę spóźniony, ale szczery upominek w postaci epizodu z historii najnowszej.
W czerwcu 1983 roku, kilkanaście dni przed Pańskimi 15. urodzinami, brytyjska Partia Konserwatywna pod wodzą Żelaznej Damy odniosła ogromny sukces wyborczy, powiększając swój stan posiadania w Izbie Gmin o 38 miejsc. Ten okres w swoich wspomnieniach „Moje lata na Downing Street” Lady Thatcher zatytułowała „Rozbrajając lewicę”.
14 października tegoż roku Margaret Thatcher wystąpiła na konwencji torysów w Blackpool, gdzie wypowiedziała jedne ze swoich najsłynniejszych słów:
„Jedna z wielkich debat naszych czasów dotyczy tego, jaką część waszych pieniędzy powinno wydawać państwo, a jaką możecie sobie zatrzymać i wydać na swoją rodzinę. Nigdy nie zapominajmy tej fundamentalnej prawdy: państwo nie ma innego źródła pieniędzy poza tymi, które zarabiają sami obywatele. […] Nie ma czegoś takiego jak pieniądze publiczne, są jedynie pieniądze podatników”.
Trzeba ogromnej odwagi, żeby powiedzieć ludziom tę prostą prawdę. Trzeba maestrii politycznej, żeby – mówiąc tę prawdę – wygrać wybory. Za to nie potrzeba ani odwagi, ani politycznej maestrii, żeby mamić ludzi opowieściami o tym, że państwo im da oraz żeby faktycznie rozdawać nieswoje pieniądze, nakładając na część obywateli kolejne obciążenia, w ten sposób kupując sobie poparcie. To wymaga jedynie lekkomyślności i hipokryzji, Panie Premierze.
Gdy Lady Thatcher odeszła w 2013 roku, światowa lewica wyła z radości. To wycie było świadectwem zwycięstwa Żelaznej Damy nad lewicowym populizmem i rozdawnictwem. I żadne wycie nie zmieni faktu, że to właśnie pani Thatcher pozostanie w historii jako wybitny mąż stanu, budowniczy pomyślności, z której Zjednoczone Królestwo korzysta do dziś.
Jak Pan chce się zapisać w pamięci, jeśli w ogóle się to Panu uda? Jako kolejny Janosik, lekką ręką rozdający, co zabrał innym? Na razie na to właśnie ma Pan największe szanse.