Łukasz Warzecha: Kopacz jest wszędzie

2015-07-10 4:00

Wyszedłem z domu, wsiadłem do samochodu i podjechałem na stację benzynową. Westchnąłem, spojrzawszy na cenę benzyny. "Czy do pełna?" - przymilnie spytała Ewa Kopacz, ubrana w firmowy kombinezon koncernu paliwowego. "Dziękuję, sam sobie poradzę" - odburknąłem. Stanąłem w kolejce do kasy. "Proponuję kawę i pączka" - podsunęła Ewa Kopacz stojąca przy kasie. Podziękowałem, zapłaciłem i ruszyłem dalej.

Na przecięciu Alei Niepodległości i Domaniewskiej nie działały światła. Ale na miejscu była już Ewa Kopacz, kierując ruchem. Właśnie udało mi się przejechać przytkane skrzyżowanie, gdy usłyszałem za sobą huk zderzenia. Widocznie zawiadywanie ruchem szło pani premier średnio.

Na moment zahaczyłem o centrum handlowe, gdzie poszedłem do delikatesów. Ewa Kopacz ciągnęła sklepową alejką paletę z kartonami z mlekiem, gawędząc z koleżanką ze sklepu. "Czy ma pan kartę stałego klienta?" - spytała mnie Ewa Kopacz, siedząca przy kasie.

Pojechałem dalej. Kiedy czekałem na czerwonym świetle, dostrzegłem kątem oka, że stojący obok autobus linii 175 prowadzi Ewa Kopacz. Z zamyślenia wyrwało mnie pytanie: "Umyć może szybę?". To była Ewa Kopacz ubrana w brudne dżinsy i uzbrojona w plastikową butelkę z wodą oraz zużyty wycierak do szyb. Ruszyłem.

Kiedy wchodziłem do redakcji "Super Expressu", Ewa Kopacz w mundurze firmy ochroniarskiej uprzejmie skinęła do mnie zza kontuaru recepcji. "Naczelny zaraz będzie wolny" - powiedziała Ewa Kopacz w sekretariacie kierownictwa redakcji. Po chwili drzwi do gabinetu uchyliły się zapraszająco. Wszedłem.

- No, jak się pan ma, redaktorze? - spytała mnie Ewa Kopacz, siedząca w miejscu, gdzie zwykle zasiadał Sławomir Jastrzębowski.

- W zasadzie nie najgorzej - odparłem, pamiętając, że człowiek światowy nigdy niczemu się nie dziwi. - Zastanawiam się tylko, czy jeśli nadal będzie się pani niespodziewanie pojawiać w każdym możliwym miejscu i roli, to wyborcy nie poczują przesytu. Jest pani pewna, że Misiek nie pracuje dla PiS? Poza tym - ciągnąłem - jest tu jednak pewna nierównowaga. W końcu Szydło pokazuje konkretny program, a pani a to autobus prowadzi, a to ruchem kieruje, a to świnek w oborze dogląda. Słabe to trochę.

- Właśnie - ucieszyła się Kopacz. - Pokażę panu, czego się nauczyłam w Legionowie. O, tak się staje, tu ręka, tak się pokazuje, że mają kierowcy jechać.

Zrozumiałem, że do Ewy Kopacz nic nie dociera. Rozmowa nie miała sensu. Wyszedłem.

***

Koszmar szczęśliwie się skończył. Obudziłem się w środku upalnej nocy z krzykiem, zlany zimnym potem. Zapaliłem światło. Wstałem z łóżka z całkowicie wyschniętym gardłem. Pamiętałem, że w lodówce czeka na mnie butelka oszronionej wody mineralnej. Przecierając oczy, doczłapałem do lodówki. Otworzyłem drzwi.

- Witam redaktora - radośnie powiedziała Ewa Kopacz, usytuowana pomiędzy jajkami a serem kozim dojrzewającym.

Zobacz: Urodziła 12 dzieci, a teraz domaga się zabiegu powiększania piersi na koszt państwa