Długo nie mogłem pojąć, o co z tymi bananami chodzi i dlaczego nagle wszyscy zaczęli je zajadać na potęgę. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko napisać, że kompletnie nie interesuję się piłką nożną, a tam należało szukać odpowiedzi. Otóż na jakimś meczu w jakiegoś piłkarza (podobno z Barcelony) jakiś kibic rasista rzucił bananem (że niby ciemnoskóry piłkarz to małpa i lubi banany), a ten piłkarz, wykazując się godnym podziwu refleksem, banana podniósł i zjadł.
No i bardzo dobrze, brawa dla piłkarza. Potem zaczęło się robić coraz durniej, bo jacyś zawodowi tropiciele rasizmu uznali, że to świetny pomysł na walkę z nim: publicznie zajadać banany. O ile wiem, taka redaktor Olejnik na przykład zjadła co najmniej dwa, bo jednego podczas wspomnianego programu, a z drugim miała zdjęcie na Facebooku (chyba że to był ten sam.) Od tych dwóch zjedzonych bananów na pewno znacząco zmniejszył się poziom rasizmu na świecie. A gdyby podliczyć wszystkie banany zjedzone w dobrej intencji przez różnych polskich celebrytów, polityków i inne osoby publiczne, rasiści na całym świecie muszą już drżeć z przerażenia. Zaś importerzy bananów zacierają rączki.
Akcja z bananami nie jest jedyna. Równie mądre, przekonujące i mające realny wpływ na rzeczywistość są akcje typu "Godzina dla Ziemi" albo "Sprzątanie świata". I cieszą się równie gorliwym poparciem celebrytów. Przy czym akcja z bananami jest o tyle ciekawa, o ile pokazuje, jak rzekome intelektualne elity podłapują w mig nawet najgłupsze pomysły, byle pokazać, jakie są poprawne, nowoczesne i europejskie.
Gdyby jakiś znany murzyn, w geście protestu przeciwko rasizmowi, wetknął sobie w tyłek piórka, to można spokojnie założyć, że już następnego dnia Monika Olejnik, Jarosław Kuźniar, Jacek Żakowski, Tomasz Karolak, Magdalena Środa, a może nawet sama Janina Paradowska paradowaliby z pióropuszami z tyłu. Mało tego, przekonywaliby, że jeśli ktoś piórek w pupie nie posiada, to z pewnością sam jest rasistą, a może nawet należy do Ku-Klux-Klanu.
Z pewnością ta sama narracja dotyczy już teraz jedzenia bananów. Kto nie pokaże się w najbliższym czasie podczas wtykania sobie banana do ust, ten może zostać oskarżony o rasizm. I teraz nie bardzo wiem, co robić, bo sam banany całkiem lubię, ale wyłącznie nieideologicznie. Nie życzę sobie, żebym za sprawą banana został zepchnięty na poziom redaktor Olejnik i Aleksandra Kwaśniewskiego. Zatem jeśli przyjdzie mi ochota na banana, zjem go w jakimś odludnym i osłoniętym miejscu. Tylko dla siebie, nie w ramach kolejnej akcji dla idiotów.